Lepiej ugryźć się w język

Nie tylko trzeba ważyć słowa, ale lepiej ugryźć się w język, by nie kompromitować… Nie prymasa, lecz siebie.

Dziś ponownie o prymasie Stefanie Wyszyńskim, gdyż zostałam wywołana – po nazwisku – przez Macieja Maleszyka z Instytutu ks. Piotra Skargi, który wystąpił w programie Mediów Narodowych pod sensacyjnie brzmiącym tytułem „Kontrowersje wokół Prymasa Tysiąclecia”. Ktoś na szczęście poszedł po rozum do głowy i z kanału Mediów Narodowych na YouTubie program zdjęto, ale przecież w internecie nic nie ginie i dlatego można go nadal oglądać, a nawet na własne uszy usłyszeć, jak pan Maciej Maleszyk się kompromituje. Słyszeć zaś, jak ktoś obnaża swą nieznajomość rzeczy, zawsze jest przykro. Tym bardziej że współuczestnikiem tego był prowadzący program pan Brunon Różycki, który nie tylko pozwolił na to gościowi, ale i podkreślał, że rozmowa jest „bardzo odkrywcza”, wręcz sensacyjna, a poglądy społeczne prymasa, o których mówił gość programu, mało znane… Cóż, mało znane to dotąd były interpretacje pana M.M., ale nie poglądy prymasa.

Szczególnie „odkrywczo” brzmi sugestia pana M.M., że prymas Wyszyński łamał przykazania VII i IX, gdyż nie tylko nie sprzeciwiał się reformie rolnej, a także nacjonalizacji wielkiego przemysłu po II wojnie światowej, ale nie oponował przeciw zabraniu ziemi Kościołowi, a nawet był zadowolony, że duchowni przestali być latyfundystami. Tak, ks. Stefan Wyszyński już przed wojną opowiadał się za parcelacją wielkich majątków ziemskich, a katolicka nauka społeczna, której był znawcą, uznaje prawo własności, ale głosi także zasady sprawiedliwości i miłości społecznej, solidaryzmu, o czym zdaje się pan M.M. zapomniał. Jak i o tym, że Kościół dla dobra wiernych musi istnieć w każdych warunkach społeczno-politycznych i geopolitycznych, o czym na szczęście dla nas wszystkich prymas Stefan Wyszyński pamiętał.

Czy zaś fakt, że do czasu uwięzienia prymas miał nadzieję, iż polscy komuniści zbudują inny niż sowiecki model marksizmu, który nie będzie walczył z Kościołem i religią, miałby być przeszkodą w beatyfikacji, jak zdaje się sugerować pan M.M.? Albo dlatego, że Stefan Wyszyński, który doświadczył obu systemów, krytykował zarówno kapitalizm, jak i komunizm za to, że w centrum stawiają nie człowieka, ale pierwszy – zysk, a drugi – kolektyw? Pytanie zaś M.M., czy prymas Polski, który przed wojną pisał krytyczne teksty o komunizmie, nie wiedział, że jest to system materialistyczny, że odrzuca świat duchowy, nieśmiertelną duszę… można by nawet uznać za świetny żart, gdyby nie dotyczyło to Prymasa Tysiąclecia i jego kilkudziesięcioletniej walki o prawo do wyznawania wiary, wolności religijnej i wolności dla pracy duszpasterskiej Kościoła.

Wszystkich niedorzeczności w tej rozmowie wymienić nie sposób, bo jest ich sporo. Pan M.M. przyznaje, że nie jest historykiem, nie jest naukowcem. Nie trzeba nim być, by mówić czy pisać o prymasie, ale trzeba zapoznać się ze źródłami (nie wybiórczo) i z literaturą przedmiotu (szeroką) nie tylko po to, by nie robić błędów rzeczowych (jak pomylenie klubu poselskiego PAX z klubem Znak), ale i nie stawiać nieuprawnionych tez. Według pana M.M. bowiem kard. August Hlond wskazał bp. Stefana Wyszyńskiego na swego następcę tylko dlatego, że obaj nie byli przeciwni reformie rolnej, reszta zaś biskupów – przeciwna jej, z tego właśnie powodu zaproponowała w liście do Piusa XII, by prymasem został abp Walenty Dymek. Ciekawe, co na te odkrycia powiedziałby Pius XII. Bo prowadzący program – i trudno się dziwić – zdumiał się, że „pisarze katolicy” nie eksploatują tych „sensacyjnych” treści. I w tym kontekście padło nazwisko mojej skromnej osoby. Zapewniam, że ani na spotkaniach autorskich, ani w innych wypowiedziach nie omijam żadnych ważnych czy – jak kto chce – kontrowersyjnych spraw, o ile są to kwestie prawdziwe. Piszę o nich w książce „Prymas Wyszyński. Biografia” – co przecież łatwo sprawdzić. Nie są to tematy tabu czy sensacyjne. Przeciwnie – są znane historykom, opisywane w licznych publikacjach z tą jednak – jakże ważną – różnicą wobec wypowiedzi pana M.M, że wszystko oparte jest na solidnych źródłach i solidnych merytorycznych podstawach, które chronią przed stawianiem opacznych czy wręcz nieprawdziwych tez i twierdzeń, które można usłyszeć w programie.

„Trzeba delikatnie ważyć słowa, bo temat jest bardzo czuły” – stwierdził prowadzący rozmowę B.R. I było to najlepsze zdanie programu. Nie tylko trzeba ważyć słowa, ale lepiej ugryźć się w język, by nie kompromitować… nie prymasa, lecz siebie.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Ewa K. CZACZKOWSKA