Według majowych badań CBOS-u „ponad dwie trzecie dorosłych Polaków” już się zaszczepiła przeciw COVID-19 lub zamierza to uczynić. Jest to za mało, jeśli rację mają ci specjaliści, którzy próg odporności zbiorowej szacują na 80-90%. Powstaje pytanie: dlaczego znaczna część społeczeństwa nie chce się szczepić?
08.06.2021 08:49 GOSC.PL
Wspomniane badanie podaje kilka motywów niechęci do antykowidowych szczepień. Najważniejsze z nich to: obawa przed skutkami ubocznymi szczepionki (61% respondentów), obawa przed jej nieskutecznością (31%), generalne unikanie szczepień (18%), uznanie COVID-19 za chorobę niegroźną (13%). Na liście nie pojawiają się wątpliwości moralne. Prawdopodobnie autorzy badania uznali, że wątpliwości te zostały już jednoznacznie wyjaśnione i występują teraz co najwyżej u nielicznych badanych (10% respondentów wybrało rubrykę „inne powody”).
Zastanówmy się nad powyższymi motywami, zaczynając od obaw przed skutkami ubocznymi. W obiegu publicznym krążą różne artykulacje tych obaw. Najciekawszą z nich można zrekonstruować następująco. Załóżmy, że szczepionki zostały przygotowane z właściwą starannością i nie wywołały poważnych skutków ubocznych w większej liczbie przebadanych osób. Załóżmy też, że nasza wiedza nie przewiduje takich skutków w dalszej przyszłości. Nie możemy jednak wykluczyć (dotyczy to zwłaszcza „nowych” szczepionek mRNA), że takie skutki kiedyś się pojawią. Wszystko zweryfikuje czas.
Odpowiadając na ten zarzut, warto zaznaczyć, że gdybyśmy brali go na serio, musielibyśmy zrezygnować nie tylko z antykowidowych szczepionek, lecz także z wielu nowszych leków i wynalazków, z których powszechnie korzystamy. Można przecież powiedzieć o nich, że choć w świetle naszego dotychczasowego doświadczenia i dotychczasowej wiedzy nie szkodzą, to ich szkodliwość może ujawnić się w przyszłości. Istotną częścią naszego życia jest szacowanie ryzyka, jednak nadmierna ostrożność paraliżuje działanie. A w przypadku walki z pandemią nie jest to zwykłe działanie, lecz działanie w obronie zdrowia, życia i normalnego funkcjonowania społeczeństwa. W tym działaniu nie dysponujemy innymi środkami niż nasza aktualna wiedza.
Podobnie można powiedzieć o argumencie racjonalizującym obawę przed nieskutecznością szczepionki. Argument ten można oprzeć na następującym zdaniu z portalu Szczepienia.info Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego: „Z wstępnych badań wynika, że szczepionki mają potencjał ochrony przed zakażeniem SARS-CoV-2 i zapobiegania transmisji, ale nie wiemy jeszcze w jakim zakresie.” Zwolennik tego argumentu powie, że skoro szczepionka (z wyraźnie określonym wysokim prawdopodobieństwem) chroni go przed objawami choroby, ale nie daje takiej gwarancji w stosunku do bezobjawowego zakażenia chorobą, to jej społeczna przydatność nie jest duża. Takie myślenie przypomina jednak rozumowanie w stylu: skoro nie mogę mieć złota, to nie chcę mieć srebra. Sprawne działanie polega jednak na robieniu tego, co można zrobić, a nie na odkładaniu działania do czasu, kiedy pojawią się idealne warunki. Kto czeka zbyt długo, może się nie doczekać.
Pozostają jeszcze dwa motywy: generalne unikanie szczepień oraz uznawanie COVID-19 za chorobę niegroźną. Oba motywy potraktuję łącznie. Domyślam się, że występują one najczęściej u młodych Polaków, którzy w przeciwieństwie do osób starszych częściej odnoszą się do pandemii (i do wszelkich zagrożeń zdrowotnych) z lekceważeniem. Otóż typowy antyszczepionkowy młodzieniec zdaje się myśleć następująco. „Jestem młody i zdrowy; nie należę do grupy ryzyka. Nawet jeśli się zakażę koronawirusem, to chorobę przejdę łagodnie. Dlatego nie ma co interesować się szczepieniami. Szkoda czasu. Tym bardziej, że znajomi opowiadali, że po szczepieniu mieli jeden dzień do tyłu – zamiast pójść na imprezę, odczuwali ból głowy.”
Pomijam tu ewentualny brak spójności i roztropności tego typu kalkulacji. Znamienne jest to, że wynika ona z postawy egocentrycznej – z myślenia w kategoriach własnego „ja” z pominięciem rodzimej wspólnoty. Miłość własna jest w pewnym sensie sprawą względną i prywatną. Natomiast nie można tak powiedzieć o obowiązkach wobec innych. A jednym z naszych takich obowiązków jest zrobienie wszystkiego tego, co się da zrobić, aby nasza wspólnota funkcjonowała zdrowo i normalnie. Krążenie (i mutowanie) w niej niebezpiecznego wirusa z pewnością takiemu funkcjonowaniu nie sprzyja.
Podsumowując, zaryzykuję hipotezę, że za większością przypadków niechęci wobec antykowidowych szczepień kryją się dwa zjawiska: nieufność oraz indywidualizm. Jedni nie chcą się szczepić, gdyż nie ufają całemu systemowi (medycznemu, farmaceutycznemu, biznesowemu, politycznemu itp.), który szczepienia oferuje i promuje. Nieufność ta musi być szczególnie głęboka, skoro właśnie akceptacja szczepień jest chyba jedyną rzeczą, która łączy większość zwaśnionych sił politycznych. Inni nie interesują się szczepieniami, ponieważ myślą w krótkowzrocznych kategoriach własnego „ja”, a nie w kategoriach dobra wspólnego. Sytuacja związana ze szczepieniami ujawnia więc stan naszego społeczeństwa, a szerzej: stan społeczeństw zachodnich. Trudno zresztą się spodziewać, by w społeczeństwach uformowanych przez kulturę liberalną, mogło być inaczej. Tam, gdzie nie ma rzeczywistej wspólnoty, tam w czasach zagrożenia i niepewności łatwo zostać nieufnym sceptykiem lub lekkomyślnym egoistą.
Jacek Wojtysiak