Myśl wyrachowana: Racja ma związek z racjonalnością, nie z decybelami.
No i Strajk Kobiet zdechł. Pewnie jeszcze panie z piorunami uraczą nas niejedną konferencją prasową, pewnie i pokrzyczą, ale tłumów na ulice już nie wyprowadzą. Z prostego względu: każda rzecz powtórzona jest słabsza od pierwszego razu. A tu już nie da się nic mocniejszego wprowadzić. Skoro się zażądało swobody zabijania człowieka, co można jeszcze wymyślić gorszego? Można tylko głośniej wrzeszczeć, ale treści od tego nie przybędzie. Zresztą co to za treść: „wy…ać”, „j…ać”?
Proszę zauważyć, że środowiska „pro-death” z zasady nie podejmują merytorycznych dyskusji. I trudno się dziwić, bo gdy się nie ma nic do powiedzenia, to trzeba mieć coś do pokazania. Na przykład środkowy palec albo inne to i owo, choć na mrozie nie ma za wielu chętnych do ulicznego morsowania. A to i tak dotyczy tylko najbardziej zawziętych i najlepiej zmotywowanych finansowo aktywistów aborcyjnych, bo inni dawni manifestanci już ochłonęli. A z uspokojeniem emocji wrócił rozum.
Niejeden uczestnik jesiennego wzmożenia skasował już ze wstydem błyskawicę ze swojego zdjęcia profilowego, bo uświadomił sobie, w co wdepnął i jakie towarzystwo firmował. Niejeden, gdy znalazł się z dala od jazgotu wzmaganego przez megafony, zaczął po prostu myśleć nad „przesłaniem” pani Lempart i zauważył ze zgrozą, że poza wulgaryzmami nie ma tam nic. Odechciało się też niektórym rewolucjonistom smarować sprayem elewacje kościelne i zakłócać nabożeństwa, bo za takie numery muszą teraz odpowiadać karnie. I wiedzą już, że tanie bohaterstwo to kosztowna odpowiedzialność.
Pamiętam, jak w pierwszych dniach „strajku” pewien dziennikarz na tle bluzgających tłumów wołał z dumą do kamery: „Tak brzmi wk…ony naród!”.
Aha, naród. Naród to, proszę pana, trochę więcej ludzi niż ci, którzy wychodzą na ulicę na zawołanie macherów od propagandy. Naród, proszę pana, obserwował wtedy z przerażeniem efekty obróbki ideologicznej. Naród był przejęty chamstwem, jakie można wydobyć z ludzi nienawykłych do krytycznego myślenia. A jakaś część tego narodu, owszem, wskutek medialnych manipulacji była, no… zdenerwowana. Tylko co z tego? To tylko informacja o czyichś uczuciach, a uczucia nie są argumentem. Uczucia są subiektywne, a ludzkie życie obiektywne. Wściekłość nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla tłumu, który kogoś linczuje. Rozumny człowiek stosuje się do zasad, a uczucia poskramia. Nie odwrotnie.
A zasady są takie, że każdy człowiek ma prawo do życia – i trzeba to przyjąć nawet wtedy, gdy się jest bardzo… zdenerwowanym.
Franciszek Kucharczak