Dr Ewa Karoń, ordynator okulistyki Szpitala Powiatowego w Zawierciu, mówi o krajobrazie w środku oka, pasji operowania i miłości.
Barbara Gruszka-Zych: Czy tak jak pianiści uważa Pani Doktor na swoje ręce?
Ewa Karoń: Jeśli ktoś, tak jak ja, wykonuje zabiegi mikrochirurgiczne, musi o nie dbać. Dlatego nie jeżdżę na nartach, żeby na nie nie upaść. Ręce są mi potrzebne do wykonywania zawodu. Nie mogę spowodować ich kontuzji.
Jaki sport jest dla Pani bezpieczniejszy?
Sporty wodne i piesze marsze – codziennie zakładam kilogramowe ciężarki na nogi i ręce, i wyruszam, pokonując średnio po osiem kilometrów. Aktywność fizyczna jest niezbędna w tak trudnym zawodzie jak mój, żeby odreagować nie tylko stres związany z operacjami, ale i wszystkie codzienne kłopoty, które warto wyrzucić z głowy. Ciało musi być zmęczone, żeby umysł mógł odpocząć.
Od początku wiedziała Pani, że zajmie się okulistyką?
Jestem człowiekiem aktywnym, więc decydując się na medycynę, byłam pewna, że to będzie chirurgia, choć jeszcze nie wiedziałam, że oka. Oko jest specyficznym narządem naszego ciała – malutkim, ale jakże ciekawie skonstruowanym. Pamiętam, jak pierwszy raz w 2009 r. zobaczyłam je w środku podczas zabiegu witrektomii. To było doznanie... takie wow! Jakbyśmy pojechali na wakacje w piękne miejsce i zobaczyli wspaniały krajobraz, który zostanie w nas na całe życie. Zawsze będę pamiętać wygląd wnętrza tego oka. Przeszły mnie wtedy ciarki, a zaraz potem ogarnęło ogromne wzruszenie.
To wtedy obudziło się we mnie pragnienie, żeby kiedyś robić takie operacje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.