Gwałtownie pogarsza się sytuacja humanitarna w Etiopii, gdzie od początku miesiąca trwa wewnętrzny konflikt zbrojny pomiędzy siłami rządowymi a władzami regionu Tigraj.
Pracownicy organizacji pomocowych niepokoją się o los miejscowej ludności, ponieważ kończą się zapasy artykułów pierwszej potrzeby, a nowych nie można dostarczyć ze względu na brak swobody przemieszczania się na tym obszarze. Tysiące Etiopczyków opuściło swoje domy – usiłują przedostać się w głąb kraju, gdzie nie toczą się walki.
Sytuacja może się jeszcze pogorszyć w najbliższych godzinach. Wkrótce mija termin ultimatum, które wystosował premier Etiopii Abiy Ahmed Ali do przywódców prowincji Tigraj. Zażądał, aby w ciągu 72 godzin wydali oni rozkaz złożenia broni podległym im oddziałom. Zagroził, że w przeciwnym razie, po upływie ultimatum, nastąpi „bezlitosny atak”.
Do wybuchu konfliktu doszło na początku listopada, gdy według władz federalnych lokalne bojówki zaatakowały miejscową bazę wojskową etiopskiej armii, po czym wojska federalne rozpoczęły ofensywę w Tigraju. Rząd Etiopii zarzuca władzom tego regionu dążenie do secesji.
Widmo militarnego ataku wywołało falę uchodźców. Według danych Wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców prawie 15 tys. dzieci, kobiet i mężczyzn uciekło przed wojną do Sudanu Południowego. Tysiące ludzi porzuciło swoje domy i przemieszcza się w głąb kraju, gdzie nie toczą się walki.
Chociaż władze etiopskie twierdzą, że ich ataki są skierowane wyłącznie przeciwko bojówkarzom Tigrajskiego Ludowego Frontu Wyzwolenia, to odnotowano również poważne zniszczenia obiektów cywilnych. Etiopska armia zbombardowała domy, kościoły, meczety, a nawet szkoły. Premier broni się, oskarżając przywódców bojówek o wykorzystywanie miejsc kultu religijnego, hoteli, szkół czy nawet cmentarzy jako kryjówek, a miejscowych cywilów jako żywych tarcz. „Wszyscy mają argumenty na rzecz swoich działań, a jak zwykle najbardziej cierpią niewinni” – uważa Musié Ghebreghiorghis, biskup Emdibiru.
Wojna niesie wyłącznie śmierć i nienawiść
„To bardzo smutne, co dzieje się w Tigraju. Według rządu reakcja armii ma na celu przywrócenie porządku w regionie, ale jeśli działania będą nadal prowadzone z taką intensywnością, kraj się rozpadnie. Przede wszystkim chodzi o życie ludzi, ale warto też podkreślić, że Tigraj jest też regionem atrakcyjnym pod względem turystycznym. Istnieje obawa, że wiele zabytków zostanie zniszczona. Mieliśmy wielkie oczekiwania jeżeli chodzi o ustabilizowanie demokracji w Etiopii, ale wygląda na to, że się łudziliśmy – powiedział biskup Ghebreghiorghis. – Módlmy się, aby tak wojna jak najszybciej się skończyła. W Afryce jest takie powiedzenie: «gdzie walczą dwa słonie, tam najbardziej cierpi trawa, którą tratują ich nogi». Obecny konflikt sprawia, że najbardziej cierpią niewinni: kobiety, dzieci, prości ludzie, którzy nawet nie rozumieją, z jakiego powodu cierpią.“
Do pojednania wzywają także biskupi Erytrei. 18 listopada wystosowali apel, w którym błagają o zaprzestanie działań wojennych i wyrażają smutek z powodu trwającego konfliktu. Ich zdaniem wojna, nawet jeśli ma uzasadnienie, nigdy nie sprzyja rozwojowi kraju, ponieważ niesie jedynie „śmierć, rany i nienawiść, która trwa przez pokolenia. Zawsze jest niesprawiedliwa, gdyż niszczy filary pokoju, jakimi są: prawda, sprawiedliwość, miłość i wolność”.
Amnesty International wystosowała apel do wszystkich stron konfliktu o ochronę ludności cywilnej i zapewnienie dostępu obserwatorom praw człowieka. Również w ramach Rady do Spraw Zagranicznych UE wiceminister spraw zagranicznych i współpracy międzynarodowej, Emanuela Del Re, wezwała do podjęcia pilnych działań w celu ulżenia cierpieniom zaangażowanej ludności cywilnej oraz złagodzenia skutków napływu uchodźców do krajów sąsiadujących. Zaapelowała również o dalsze wspólne działania na rzecz zapewnienia pomocy osobom znajdującym się w najtrudniejszej sytuacji.
Łukasz Sośniak SJ