W więzieniu post to głodówka i raczej nikt tego nie robi sam dla siebie - odmawianie jedzenia zawsze jest sposobem walki o coś. Ja zacząłem to robić, żeby walczyć o siebie. Co piątek byłem na samej wodzie. Dla moich kolegów oznaczało to dobry dzień, bo dostawali dodatkową porcję.
Od kapelana więziennego dostałem różaniec, ale nie wiedziałem za bardzo, co z nim robić, bo nie dał mi instrukcji obsługi. Siedziałem wieczorem i zastanawiałem się, jak to się odmawia. Głupio mi było zapytać, więc mówiłem na zmianę Ojcze nasz i Zdrowaś Mario. Każdy koralik ofiarowywałem za kogoś, kogo znałem, prosiłem o błogosławieństwo dla niego i zdrowie. Wtedy też po raz pierwszy zacząłem się modlić za swoje ofiary, za ludzi, których okradłem i pobiłem. Te wspomnienia bardzo bolały.
Z czasem nauczyłem się "normalnego" Różańca i odmawiałem go codziennie. Sięgnąłem także po Nowennę pompejańską, choć było niesamowicie trudno wytrwać przez tyle dni w tak długiej modlitwie. Godzina na kolanach po serii ćwiczeń na uda była wysiłkiem nie tylko duchowym, ale i fizycznym. Szczególnie pamiętam, jak modliłem się w ten sposób za jednego chłopaka, kuzyna mojej koleżanki, bo było bardzo, bardzo trudno. Zrozumiałem, że toczyła się jakaś gruba walka duchowa o tego chłopaka, dlatego nie odpuściłem.
Zobacz nasze video:
Jeszcze niedawno był w więzieniu. Dziś opowiada, jak zmieniły go babcia i św. FaustynaWraz z Dzienniczkiem św. Faustyny, który do mnie trafił przypadkiem, poznałem Koronkę do miłosierdzia Bożego i zacząłem się nią modlić codziennie, a nawet kilka razy dziennie. Przemawiała do mnie najbardziej od czasu, kiedy po raz pierwszy na serio przeszedłem Drogę krzyżową, bo Koronka była takim uwielbieniem i dziękczynieniem za tę drogę.
Na początku modliłem się dyskretnie na łóżku, żeby nikt nie widział. Miałem koc przerzucony przez łóżko, co pozwalało mi się jako tako odciąć od innych. To była moja izdebka. Ale potem z każdym dniem coraz mniej kryłem się z modlitwą. W końcu odmawiałem Różaniec normalnie w ciągu dnia, siedząc na łóżku. Inni grali w playa albo oglądali szkiełko, a ja ściskałem w rękach moje koraliki. Czasami słyszałem, jak kumple rozmawiają o problemach ich rodzin, a wtedy automatycznie włączałem te sprawy jako intencje. I tak pewnego dnia podbił do mnie chłopaczyna, który niedawno trafił do naszej celi. Spytał, czy może usiąść obok, bo bije ode mnie dziwny spokój. Zapytał, co robię.
- Odmawiam Różaniec, jak co wieczór. Chcesz odmówić ze mną?
- Nie umiem.
- Nie musisz umieć, powtarzaj za mną.
Grzegorz Czerwicki