Dziesięć osób zginęło, a 55 doznało obrażeń w wyniku strzelanin, jakie miały miejsce w Chicago od piątku wieczorem do niedzieli po północy. W poniedziałek zabita została jedna osoba, a rany odniosło 10.
Do zabójstw doszło głównie w południowej części miasta m.in. Morgan Park, Burnside i na South Emerald Avenue. Odnotowano także przypadek śmiertelny w Mayfair w północno-zachodniej części i Homan Square na Zachodzie Chicago. Pośród zranionych były kobiety, dziecko i policjanci.
Według szefa tamtejszej policji Davida Browna liczba ofiar śmiertelnych spadła o połowę w stosunku do poprzednich sześciu tygodni. Przypisywał to reorganizacji wydziału policji i utworzeniu nowego Critical Incident Response Team. Jest to zespół mający za zadanie reagować na najpoważniejsze incydenty w mieście.
Zdaniem Browna w tym roku odnotowano także ogólny spadek przestępczości w Chicago - o 19 proc.
"Nasz wskaźnik wykrywania zabójstw wynosi 40 proc. Mamy wciąż trochę do zrobienia, ale to znaczna poprawa" - zauważył Brown w rozmowie z lokalnym oddziałem telewizji ABC.
Szef policji podał, że w ostatni weekend zarekwirowano 127 sztuk broni palnej. W sumie w tym roku departament chicagowskiej policji przejął 6967 karabinów, rewolwerów itp., a także amunicję.
"Każda z tych 6967 odzyskanych sztuk broni palnej stanowiła potencjalne śmiertelne zagrożenie" - ocenił Brown.
Dodał, że jednym z powodów, dla których wzrósł wskaźnik wykrywalności, było nasilenie współpracy policji ze społecznością chicagowską. Mieszkańcy miasta kontaktują się z śledczymi i przekazują im informacje na temat toczących się spraw. Brown wyraził nadzieję, że ten trend się w dalszym ciągu utrzyma.
Nowy zespół reagowania na najpoważniejsze incydenty liczy około 200 funkcjonariuszy. Skierowany został w sobotę do centrum miasta i interweniował m.in. podczas protestu Black Lives Matter (życie czarnoskórych ma znaczenie) na Uniwersytecie Loyola. Aresztowano wówczas siedem osób. Marsz demonstrantów w centrum Chicago zakończył się tamtego dnia bez aresztowań.