Największy i najcięższy na świecie samolot wzbudza sensację, gdziekolwiek się pojawi. Miał pomóc ZSRR podbić kosmos, a o mały włos nie podzielił losu innych rdzewiejących gigantów rozpadającego się imperium.
Systemy totalitarne uwielbiają rzeczy ogromne i monumentalne, na które w innych krajach nie byłoby pieniędzy. Związek Radziecki osiągnął prawdziwe mistrzostwo w tworzeniu rzeczy „naj”, które najczęściej kończyły żywot porzucone w opuszczonych halach i składach. Najgłębszy odwiert świata SG-3 jest dziś zaspawaną studzienką wśród ruin budynków na Półwyspie Kolskim, największy w historii śmigłowiec Mi-12 tylko kilka razy wzbił się w powietrze, a ekranoplan, zwany kaspijskim potworem, czyli ciekawe połączenie samolotu i okrętu, nie wyszedł nigdy poza fazę testów i rdzewieje dziś u wybrzeży Morza Kaspijskiego. Dokładnie tak samo potoczył się los projektu Buran, czyli radzieckich odpowiedników amerykańskich kosmicznych wahadłowców. Tak samo, z jednym wyjątkiem. Jest nim samolot An-225 Mrija, czyli Marzenie, który 14 kwietnia 2020 roku wylądował na warszawskim Okęciu. To już trzeci raz ukraiński gigant zawitał do Polski. Po raz pierwszy lądował na poznańskiej Ławicy w 2003 roku z wielkim bębnem dla fabryki w Szczecinku, a w 2005 roku w Katowicach do pięciu śmigłowców Mi-2 na pokład doładowano jeszcze trzy, zabierając je do Algierii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Adam Śliwa