Możliwe jest pociągnięcie do odpowiedzialności odszkodowawczej kościelnej osoby prawnej (np. diecezji) za szkodę wyrządzoną wykorzystaniem seksualnym przez księdza, nawet jeżeli nastąpiło to „przy okazji”, a nie „w ramach” realizacji misji kanonicznej, czyli nauczania religii lub sprawowania sakramentów – wyjaśnia w rozmowie z KAI prof. Michał Królikowski, dr hab. nauk prawnych, adwokat i profesor Uniwersytetu Warszawskiego, komentując wczorajszy wyrok Sądu Najwyższego. „Myślę, że wszyscy muszą tę lekcję płynącą z tzw. przypadku chrystusowców pilnie odrobić” – dodaje.
Jak, w świetle wiedzy oraz zawodowej praktyki Pana Mecenasa, wygląda realizowanie przez Kościół w Polsce zasad rozliczania sprawców przestępstw seksualnych wobec nieletnich?
Moje doświadczenie we wspomnianych sprawach wynika głównie ze współpracy z inicjatywą „Zranieni w Kościele”, telefonu zaufania prowadzonego przez środowiska Więzi i KiK-u, choć konsultowano ze mną również kilka przypadków „od strony” kościelnych osób prawnych. Ostatecznie zdecydowałem się procesowo reprezentować wyłącznie pokrzywdzonych w relacji z bezpośrednim sprawcą. Powoduje to, że mój ogląd determinuje obserwacja zachowania się instytucji Kościoła katolickiego w konkretnych sprawach. Nie mam możliwości wyrobienia go w szerszej perspektywie badawczej.
Jak się kształtują Pańskie relacje, jako adwokata ofiar, osób skrzywdzonych, z diecezjalnymi delegatami, którzy są zobowiązani nie tylko do przyjęcia zgłoszenia, ale także do otoczenia osoby skrzywdzonej należytą pomocą oraz empatią? Wiemy, ze kiedyś ofiary były traktowane jako niechciany, kłopotliwy intruz. Czy to się zmieniło?
Nie wchodząc w szczegóły, co do zasady mam dobre doświadczenia w pracy z delegatami biskupa ds. ochrony osób niepełnoletnich. Spotkałem na tej funkcji bardzo różnych księży, ale w zdecydowanej większości rozumiejących swoje zadanie, empatycznych względem ofiary, nieepatujących solidarnością z kolegami-księżmi. Widać, że zadanie to potrafi być dla nich bardzo obciążające, psychicznie i powołaniowo. W paru przypadkach, z którymi miałem do czynienia, delegaci osobiście znali sprawcę czy rodzinę ofiary, a nawet mieszkali w tym samym czasie niemal za ścianą pokoju, w którym rozgrywały się relacjonowane przez pokrzywdzoną sceny.
Wydaje mi się zatem, że we wrażliwości instytucji Kościoła, a dokładniej ludzi dedykowanych do bycia jego twarzą w relacji do pokrzywdzonych i tych, którzy ich do tej pracy wyznaczają, doszło do dobrej i zauważalnej zmiany. Oczywiście ogromną rolę odgrywa osoba przełożonego. Wspominał mi w pewnej trudnej sytuacji ksiądz delegat, że jest w stanie udźwignąć swoje zadanie dlatego, że ma dobrego biskupa. Co prawda, wciąż zdarzają się przypadki całkowitego niezrozumienia istoty odpowiedzialności osób duchownych za wykorzystanie seksualne, niezrozumiała osobista nieporadność przełożonego, brak wiary w depozycje pokrzywdzonego — niemniej zaczynają to być przypadki marginalne.
A czy spotyka się Pan mecenas z przypadkami, jakie zostały np. ukazane w filmie braci Sekielskich, obrazującymi uwodzenie seksualne ofiary podczas sakramentów, niejako w atmosferze ”duchowej” zasłony? To chyba jest szczególny stopień tego przestępstwa? Czy takie przypadki wciąż się zdarzają?
Zdarza się, że delegaci konfrontują się z przypadkami nadużycia, czy wręcz zdrady powołania przez innego księdza. Chodzi nie tylko o samą relację z pokrzywdzonym i wprowadzenie do niej wykorzystania seksualnego, o brak dojrzałości seksualnej sprawcy, ale też o zwrócenie się przeciwko istocie sakramentów, jak ma to miejsce np. w przypadku budowania relacji zaufania ze strony pokrzywdzonego w trakcie spowiedzi świętej, spożywania Ciała i Krwi Pańskiej przez księdza w czasie liturgii, gdy uczestniczy w niej młoda osoba, która z powodu poczucia grzeszności wynikającej ze współżycia z tym księdzem nie przystępuje do sakramentu.