Skromna ceremonia towarzyszyła dotarciu ognia olimpijskiego do Japonii. Z powodu pandemii koronawirusa uczestniczyło w niej zaledwie 200 osób i miała miejsce w bazie wojskowej na północy kraju w Higashimatsushimie. 24 lipca w Tokio mają się rozpocząć letnie igrzyska.
Czy do tego dojdzie, nadal nie wiadomo. Międzynarodowy Komitet Olimpijski zapewnia, że wszystko idzie zgodnie z planem i znicz olimpijski zapłonie na stadionie w stolicy kraju 24 lipca. Coraz więcej osób - sportowców, działaczy, lekarzy podchodzi do tego sceptycznie.
Tradycyjna sztafeta olimpijska z ogniem ma się rozpocząć 26 marca w regionie Fukushima, dotkniętym trzęsieniem ziemi, tsunami i awarią elektrowni atomowej w 2011 rok. Z powodu pandemii będzie ona podlegała jednak różnego rodzaju restrykcjom, jak np. liczby osób, które będą mogły się gromadzić wzdłuż trasy. Część towarzyszących jej lokalnych uroczystości została odwołana.
Wcześniej miała się odbyć sześciodniowa sztafeta po Grecji, ale zrezygnowano z niej.
"Zdajemy sobie sprawę z tego, w jak trudnej jesteśmy sytuacji. To dotyczy nas wszystkich. Mamy jednak nadzieję, że naszymi działaniami wprowadzimy trochę optymizmu do domów" - skomentowała japońska zapaśniczka, trzykrotna mistrzyni olimpijska Saori Yoshida.
To właśnie ona wraz z judoką, także trzykrotnym mistrzem olimpijskim, Tadahiro Nomurą odebrała na lotnisku w Japonii ogień olimpijski. Przekazali go następnie przewodniczącemu Komitetu Organizacyjnego Yoshiro Moriemu.
Pandemia koronawirusa rozprzestrzeniła się po całym świecie. Zarażonych jest ponad 240 tys. osób, liczba zgonów przekroczyła 10 tys. W Japonii zdiagnozowano ponad 1600 chorych.