Powiązanie unijnego budżetu z praworządnością na razie nie doszło do skutku.
27.02.2020 00:00 GN 09/2020
Ryzyko jednak nie minęło. Pomysł uzależnienia wypłat z unijnej kasy przekazywanych państwom od przestrzegania przez nie zasad praworządności popiera szef Rady Europejskiej Charles Michel. Proponowany przez niego mechanizm sprawiałby, że państwa łamiące zasady traciłyby część funduszy. Rozwiązanie jest bardzo kontrowersyjne i niebezpieczne dla słabszych krajów Unii Europejskiej. Przede wszystkim nie ma ono uzasadnienia w żadnym unijnym traktacie. Po drugie, zasady uznawania państwa za naruszające praworządność są niejasne. Nikt nie sformułował jednoznacznie ani samych zasad, ani sposobu ich oceniania. Konflikt wokół zmian w polskim sądownictwie pokazał, że podejście unijnych polityków do tego tematu może być nieuczciwe: te same rozwiązania w Niemczech i Hiszpanii nie wzbudzają protestów, a w Polsce już tak. Gdyby można było bez większej debaty i zmiany traktatów wprowadzić tak silny mechanizm wpływania na poszczególne państwa, byłby to ogromny krok w stronę tworzenia superpaństwa ze stolicą w Brukseli. Nie byłoby zresztą gwarancji, że za jakiś czas wypłat nie uzależniono by od jakichś innych kwestii, np. ekologicznych albo równościowych. Wydaje się, że pomysł na razie nie zostanie zrealizowany. Nie oznacza to końca sporu o podział wspólnych pieniędzy. Kraje UE podzieliły się wyraźnie na te, które wpłacają do kasy stosunkowo dużo i chcą jej zmniejszenia, oraz na te, które z niej korzystają, więc wolą utrzymać obecny stan. Do tych drugich należy nasz region, a także południe Europy. Wyniki negocjacji zapewne poznamy już niedługo, a pomysł Charlesa Michela, skoro pojawił się w przestrzeni publicznej, może jeszcze wrócić.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.