Nie chodzą z nami, nie modlą się tak jak my, nie używają tego samego języka… - nie mają Ducha. Od podejrzliwości do wykluczenia. To główne źródło wszelkich podziałów między chrześcijanami.
25.01.2020 14:50 GOSC.PL
Kończy się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Od lat mam poczucie, w tym roku wyjątkowo silne, że łatwiej chyba zorganizować tydzień ekumeniczny z braćmi innych wyznań, niż utrzymać w jedności sam Kościół katolicki. Tak, inne wspólnoty chrześcijańskie też mają swoje wewnętrzne pęknięcia i też pewnie nieraz łatwiej im spotkać się z katolikami niż ze sobą nawzajem dojść do porozumienia. Bywa, że dotyczy to spraw zasadniczych, w których trudno o jakiś „kompromis” – jak niedawno u metodystów, których podzielił spór o święcenia osób homoseksualnych i uznanie „małżeństw” jednopłciowych. I my nie jesteśmy wolni od podobnych napięć, a czasem faktycznych pęknięć, co pokazuje m.in. spór o „drogę synodalną” Kościoła w Niemczech.
Ale przecież podziały nie zaczynają się dopiero wtedy, gdy dotyczą spraw zasadniczych – prawd wiary, doktryny, dyscypliny, organizacji kultu, moralności. Podział zawsze zaczyna się w sercu od nieufności i podejrzliwości, która – pielęgnowana, podlewana i pozyskująca szybko grono „wyznawców” – wydaje swoje zatrute owoce. I nie chodzi tylko o skrajne przypadki, jak podważanie autorytetu papieża czy kwestionowanie ważności jego wyboru. To często bardzo subtelne w formie sygnały, które zdradzają pewną wewnętrzną skłonność do szufladkowania współwyznawców według swoich preferencji. Wiem, co mówię, bo nie jestem przecież wolny od podobnych „odruchów”, a i sam doświadczyłem tego ze strony innych. Wielu z nas ma swój, większy lub mniejszy, udział w tym dzieleniu Kościoła na „swoje” frakcje.
W minionym roku liturgicznym zwróciło moją uwagę, że w dość krótkim odstępie czasowym w czytaniach mszalnych trzykrotnie pojawił się ten fragment Ewangelii: „Wtedy Jan rzekł do Niego: »Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami«. Lecz Jezus odrzekł: »Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami«”. Niezwykła jest ta scena. Może uczniami kierowała tylko zwykła gorliwość i troska o „czystość doktryny”? Albo zazdrość, że ktoś ma to, co oni, wtajemniczeni, myśleli, że przynależy tylko wybranym? A może to już zapowiedź tego, co będzie źródłem podziałów między chrześcijanami kolejnych wieków – podejrzliwości wobec tych, którzy „nie chodzą z nami”, a dokonują tych samych znaków, ba, robią to w imię Jezusa, chociaż… nie są jednymi z nas, nie modlą się tak samo, nie mówią tym samym językiem, nie uczestniczą w tych samych eventach… A może nawet modlą się podobnie, idą w tym samym kierunku, ale… przecież „nie z nami”.
„Nie ma odwrotu z drogi ekumenizmu”, mówił z mocą św. Jan Paweł II. Trzeba dziękować za wszystko, co na tej drodze już udało się zrobić. Ale tym mocniej trzeba modlić się o jedność w samym Kościele katolickim. Jedność, jak pokój, jest jedną z najbardziej kruchych rzeczywistości.
Jacek Dziedzina