Piąte miejsce sztafety mieszanej 4x400 m w mistrzostwach świata w Dausze to najlepszy rezultat polskiej ekipy trzeciego dnia rywalizacji. Na królewskim dystansie 100 m rywalki zdeklasowała Jamajka Shelly-Ann Fraser-Pryce, uzyskując 10,71.
To jej czwarty złoty medal mistrzostw świata w tej konkurencji. Pierwszy wywalczyła 10 lat temu w Berlinie. 32-letnia lekkoatletka z Jamajki jest najstarszą zawodniczką, której udało się triumfować w MŚ na 100 m. Za linią mety chwyciła w ramiona swojego dwuletniego synka.
W półfinale tej konkurencji odpadła Ewa Swoboda. Najlepsza polska sprinterka miała czas 11,27 i potem pozytywnie podsumowała sezon. "Ten 2019 rok dał mi porządnego kopa do działania. Chcę teraz odpocząć i ruszam ostro z przygotowaniami, bo moim marzeniem jest olimpijski finał" - powiedziała.
Wiele emocji dała polskim kibicom sztafeta mieszana, która pobiegła w składzie: Wiktor Suwara, Rafał Omelko, Iga Baumgart-Witan i Justyna Świety-Ersetic. Trenerzy Aleksander Matusiński i Marek Rożej byli jedynymi w całej stawce, którzy zaryzykowali i na pierwszych dwóch zmianach ustawili mężczyzn.
"To była nasza jedyna szansa na to, żeby powalczyć o medal. Gdybyśmy tego nie zrobili, to od razu byśmy oddali wszystko bez walki. Zamiar był taki, żeby uniknąć przepychanek przy zmianie pałeczki i nie musieć omijać rywali po trzecim torze" - tłumaczył Rożej.
Czasem 3.12,33 poprawili rekord Polski i zapewnili sobie także kwalifikację olimpijską. "To bardzo ważne, a takie przetarcie przed biegami indywidualnymi bardzo dobrze mi zrobiło" - oceniła Święty-Ersetic.
To właśnie ona miała najtrudniejsze zadanie, bo musiała odeprzeć atak mężczyzn. Wychodząc na ostatnią prostą była jeszcze druga za Amerykaninem, ale później "dopadły" ją jeszcze trzy inne sztafety. Reprezentacja USA czasem 3.09,34 poprawiła rekord świata.
"To na pewno widowiskowa konkurencja i myślę, że jest w niej przyszłość. Mieliśmy się dzisiaj na bieżni świetnie bawić i tak właśnie było" - przyznała Baumgart-Witan.
Ten dzień szybko będzie chciał zapomnieć Adam Kszczot. Dwukrotny wicemistrz świata w biegu na 800 m odpadł tym razem w półfinale. "To był bardzo trudny sezon. Bolesne jest przegrywanie. Ale taki właśnie jest sport. Z definicji jest piękny, choć czasem tragiczny" - przyznał. Zasugerował także zmiany w sztabie szkoleniowym, choć nie chciał powiedzieć wprost, czy po tym sezonie rozstanie się ze swoim wieloletnim trenerem Zbigniewem Królem.
Na bardzo wysokim poziomie stały finały skoku o tyczce kobiet i trójskoku mężczyzn. W pierwszym triumfowała startująca pod neutralną flagą Rosjanka Anżelika Sidorowa, która jako jedyna pokonała poprzeczkę na wysokości 4,95. Srebro wywalczyła Amerykanka Sandi Morris - 4,90, a brąz obrończyni tytułu Greczynka Ekaterina Stefanidi - 4,85.
Czwarty złoty medal mistrzostw świata w trójskoku wywalczył Christian Taylor. Amerykanin zaimponował mocnymi nerwami. Dwie pierwsze próby spalił, a w trzeciej uzyskał 17,42. Najdłuższą próbę miał w piątej kolejce - 17,92 i wyprzedził swojego rodaka Willa Claye'a - 17,74. Niespodziankę sprawił trzeci w konkursie, reprezentant Burkina Faso Hugues Fabrice Zango - 17,66.
O godz. 23.59 czasu miejscowego na trasę ruszyły chodziarki na 20 km.
Impreza potrwa do 6 października. Polacy dotychczas wywalczyli jeden medal - srebro zdobyła w rzucie młotem Joanna Fiodorow.
(obraz) |