O tym, dlaczego wierni cierpią na kazaniach i co się dzieje z księdzem, który przestaje być uczniem z dominikaninem, o. Wojciechem Jędrzejewskim rozmawia Marcin Jakimowicz.
Marcin Jakimowicz: Mój znajomy, ceniony kaznodzieja, denerwował się w zakrystii: Boże, co ja tym ludziom powiem? Miał w głowie mętlik. I wtedy podszedł do niego starszy zakonnik i rzucił: Ja wiem… Może coś o Panu Jezusie?
Wojciech Jędrzejewski: – Niezłe (śmiech). Znam inną sytuację. Ksiądz głosił bardzo zaangażowane politycznie kazanie. Głosujcie na tych, a na tamtych nie! – grzmiał z ambony. I nagle wstał facet i krzyknął na cały kościół: Mów o Jezusie!!!
Mocne. To anegdota?
– Nie, mój przyjaciel był tego świadkiem. Ale co tu dużo mówić, mam podobny dylemat. Często zauważam, gdy mówię kazanie, że nie odnajduję w sobie żaru, przekonania, że to jest prawda, która ma posłużyć tym ludziom
Kapłan ma prawo mówić tylko o tym, co przeżył na własnej skórze?
– To, jak sądzę, istota kaznodziejstwa. Wierni mogą poczytać różne rzeczy, w książkach, katechizmie, ale na homilii mają prawo usłyszeć świadectwo – przepuszczenie Ewangelii przez pryzmat doświadczeń kaznodziei.
Jeździ Ojciec non stop na rekolekcje. Musi Ojciec jeszcze przygotowywać kazania, czy ma już gotowe patenty: dla gimnazjalistów to, dla narzeczonych tamto…
– Są okresy, gdy przestaję być uczniem Jezusa, gdy przestaję Go słuchać. To dni, a nieraz tygodnie, bez błagania o Jego słowo, bez wołania o nowe tchnienie Ducha, który wprowadza w głębiny mądrości i prawdy Ewangelii. W takich okresach przygotowując homilię, sięgam odruchowo po wcześniej odkryte tropy interpretacji Słowa, po wiedzę zdobytą kiedyś.
Na zasadzie Ctrl + C, Ctrl + V? Kopiuj i wklej?
– Tak. Bardzo boli mnie, gdy uświadamiam sobie, że tylko kopiuję z zasobów intuicji z przeszłości. A przecież wciąż jeszcze wierzę, że On przemawia w sposób zawsze świeży i aktualny: do tych właśnie ludzi, przed którymi stanę. Do tego konkretnego człowieka, z którym się spotkam...
Czym grozi to, że ksiądz przestaje być uczniem?
– Moralizatorstwem.
Nie klnij, nie cudzołóż, módl się, noś czapkę i tak dalej?
– Tak, a to zbyt mało jak na kapłanów wezwanych do głoszenia Ewangelii. Język ucznia brzmi zawsze świeżością Dobrej Nowiny. Dzięki temu przykazania, modlitwa są odkrywane jako wyzwalające królestwo życia. Jak brzmi słowo kapłana, który stracił serce ucznia? Najczęściej tonem moralizatorstwa, czyli surowego odwoływania się do oczywistych prawd – głównie etycznych – przekazywanych przez Kościół.
Jak w dowcipie: facet wisi nad przepaścią, a przechodzący dołem rzuca: Wisi pan nad przepaścią i za chwilę spadnie. – A pan to jest chyba księdzem? – dziwi się wisielec. – A skąd pan o tym wie??? – pyta zdumiony przechodzień. – Bo powiedział pan oczywistą prawdę, z której nic nie wynika….
– Jeśli przestajemy głosić Chrystusa, łatwo możemy stać się głównie strażnikami zasad i wartości. Odwoływanie się do zasad, bez codziennego osobistego zachwytu miłością Boga, jest jak przytłumiony dźwięk miedzi albo cymbała brzmiącego. Już św. Augustyn wołał: „Dla was jestem pasterzem, z wami – uczniem”. Kapłan, który traci serce ucznia, zamienia się w niemal wyłącznie szafarza sakramentów. Skoro już czujemy, że nie bardzo można nas uznawać za oddanych Panu, zamieniamy się w udzielających świętych sakramentów. A jak wiadomo, one działają mocą niezależną od świętości udzielającego, więc osobiste odejście od Pana możemy skryć za tą posługą.
I Kościół zamienia się w jeden wielki kombinat świadczący usługi dla ludności?
– Pamiętajmy, że sakramenty nie są jedynym źródłem łaski. Bóg pragnie jej udzielać przez każde nasze słowo, słuchanie, gest miłości. „Tajemnice Boże” może objawiać uczeń olśniony nimi i wtajemniczany codziennie w ich blask. Kapłan – uczeń spowiada, ale również rozmawia. Odprawia Eucharystię, a zarazem rozdziela chleb miłości. Chrzci, lecz również zanurza w Tajemnicę przez opowieść o jej zachwycającym pięknie. Namaszcza chorych, ale i potrafi trzymać za rękę konającego komunistę, który nie wierzył w Boga.