Antyklerykalizm i ideologia LGBT są tematami marginalnymi w polskim społeczeństwie. Dlaczego więc opozycja się ich uczepiła?
08.05.2019 14:28 GOSC.PL
Kampania Koalicji Europejskiej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego wygląda jak ciąg politycznych samobójstw. Najpierw wywołanie dyskusji o LGBT przez decyzje Rafała Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy chciał wprowadzić w stolicy politykę sprzyjania tej grupie politycznej w skrajnej formie. Platforma Obywatelska, z której wywodzi się Trzaskowski, a za nią cała koalicja tworzona jeszcze przez Nowoczesną, SLD, PSL i Zielonych, bardzo dużo straciła na skojarzeniach ze skrajnie lewicowymi hasłami obyczajowymi.
Jakby jednego problemu opozycji było mało, uchwyciła się ona kolejnego, niszowego tematu. Podczas wiecu polityków Koalicji Europejskiej z Donaldem Tuskiem jego organizator, Leszek Jażdżewski wygłosił skrajnie antyklerykalne przemówienie. A przecież chwilę temu klapą okazała się zbiórka podpisów pod projektem „świeckiego państwa”. Ale jakby wejścia w drugi już ślepy zaułek politykom opozycji nie było dość, postanowili połączyć dwa niekorzystne dla siebie tematy. I bronili profanacji wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej symboliką ideologii LGBT.
Lewicowa fatamorgana
Dlaczego Koalicja Europejska prowadzi samobójczą kampanię? Wytłumaczeniem może być kopiowanie strategii zachodnich przeciwników „populizmu”. Np. W USA przeciwnicy Donalda Trumpa uznali, że nie warto walczyć o centrum, tylko mobilizować skrajnych wyborców na lewicy. Wychodzą z założenia, że skoro Trump zmobilizował skrajnych (ich zdaniem) wyborców prawicy, oni muszą bardziej zmobilizować drugą skrajność. Ale strategia ta w czasie wyborów do Kongresu dała niewiele poza osiągnięciem tradycyjnego wyniku: Senat dla jednych, Izba Reprezentantów dla drugich.
Brak efektów strategii mobilizacji skrajnej lewicy jest łatwy do zrozumienia. Po prostu jest niewiele do zmobilizowania. Zwycięstwo Trumpa było efektem przesunięcia się amerykańskiej sceny politycznej na prawo. To, co wielu lewicowych komentatorów nazywa prawicową skrajnością, stało się politycznym centrum. Strategią amerykańskich demokratów było odwołanie się do lewicowej fatamorgany. Można by tę strategię porównać do odwoływania się do skrajnego liberalizmu gospodarczego w czasie Wielkiego Kryzysu lat 30-tych.
PiS stał się centrum
Podobna sytuacja miała miejsce w Polsce. Po kryzysie roku 2008 większe znaczenie zaczęło mieć odwoływanie do interesu narodowego, dbania o własną tożsamość, osłabienie globalizacji. PiS, głosząc podobne hasła przez lata, niepostrzeżenie stanął w centrum nowej polityki. I wygrał wybory. Jednak polska opozycja, podobnie jak ta amerykańska, niezbyt dobrze zrozumiała przemiany społeczne. I uznała, że musi bardziej zmobilizować swoje skrajne skrzydło.
Ale to jeszcze nie tłumaczy odwołania opozycji do antyklerykalizmu i ideologii LGBT. W Polsce są one nawet nie skrajnością, ale skrajnością skrajności. Dlaczego więc Koalicja Europejska po nią sięga? Być może stoi za tym sposób myślenia sprzed przynajmniej dziesięciu lat. Skoro PiS wygrał hasłami eurosceptycznymi, to trzeba zmobilizować euroentuzjastów. A dzisiaj ważną agendą europejskich elit jest kwestia LGBT i multikulturalizmu.
Polska opozycja nie zauważyła jednak jednego. To właśnie silny nacisk europejskich elit na promocję multikulturalizmu kosztem tradycyjnych tożsamości europejskich oraz wsparcie politycznych dążeń ruchów LGBT sprawiło, że wielu Polaków zaczęło przechodzić na pozycje bardziej eurosceptyczne. Nie chcą oczywiście wychodzić z UE, ale nie chcą też jej nadmiernej ingerencji w sprawy polskie. Do takiego podejścia zdaje się odwoływać PiS. I sondaże wskazują, że jest to taktyka skuteczna. Opozycja, zamiast odwołać się do tego nowego, eurorealistycznego centrum, prowadzi samobójczą taktykę spychania się do lewego narożnika.
Bartosz Bartczak