Kamil Stoch nie rozdzierał szat po zajęciu czwartego miejsca w pierwszym indywidualnym konkursie Pucharu Świata 2018/19 w skokach narciarskich w Wiśle. "Trzeba brać, co jest" - powiedział i ocenił, że taki wynik to dobry prognostyk na przyszłość.
Kiedy rok temu również w Wiśle inaugurowano sezon Stoch na półmetku zajmował ósme miejsce, a po świetnym drugim skoku przesunął się na drugie. Teraz scenariusz był odwrotny. Po pierwszej próbie trzykrotny mistrz olimpijski był wiceliderem, ale ostatecznie znalazł się tuż za podium.
"Drugi skok nie był tak dobry technicznie, jak pierwszy. Straciłem równowagę na odbiciu. Później do samego końca walczyłem o odległość, co wpłynęło na jakość lądowania. Z niego jestem bardzo niezadowolony" - przyznał Stoch.
Do trzeciego Ryoyu Kobayashiego stracił tylko 0,3 pkt. Po raz pierwszy w karierze triumfował Rosjanin Jewgienij Klimow, przed Niemcem Stephanem Leyhe.
"Nie czuję złości. Koniec końców czwarte miejsce jest super, jak na początek sezonu. Zwłaszcza po piątkowych kwalifikacjach, kiedy poczułem się bardzo zdezorientowany" - podkreślił.
W eliminacjach Stoch był dopiero 48. Dzień później udowodnił jednak, że był to wypadek przy pracy. Swoją świetną postawą zapewnił bowiem biało-czerwonym triumf w rywalizacji drużynowej.
"Wiedziałem, ile wysiłku włożyłem w przygotowania przez ostatnie miesiące, wiedziałem, że nie poszło to w las. Musiałem poczekać, żeby wszystkie elementy się zgrały" - dodał.
Stoch ma imponującą kolekcję trofeów, ale na początku sezonu zwykle nie zdarza mu się dominować. Z 31 pucharowych zwycięstw w karierze tylko trzy odniósł przed świętami Bożego Narodzenia.
"Pewnie, że chciałbym tutaj wygrać albo przynajmniej stanąć na podium, ale trzeba brać, co jest. Zwłaszcza, że przed nami długi sezon, wiele startów, wiele możliwości, szans do wykorzystania. Tak na to patrzę. Wiem, że stać mnie na więcej. Potrzebuję jeszcze tylko kilku solidnych skoków, które podniosą moją pewność siebie" - zapewnił.
W 20 z 39 dotychczasowych edycji Pucharu Świata zawodnik, który sięgał po Kryształową Kulę sezon zaczynał od miejsca na podium. Końcowy triumf Klimowa, Leyhe lub Kobayashiego byłby sporą niespodzianką. Żaden z nich nie zakończył jeszcze cyklu wyżej niż na 17. miejscu.
"Na pewno nie wszyscy osiągnęli swoje optimum. Dziś poza czołową dziesiątką byli zawodnicy, których z pewnością stać na wygrywanie" - uważa Stoch.
Nie błyszczą m.in. Norwegowie. Dominująca w poprzednim sezonie w Pucharze Narodów reprezentacja najlepszego zawodnika miała na 10. miejscu - Johanna Andre Forfanga. Najlepszym z Austriaków był natomiast Daniel Huber - 18. pozycja. Za to nowe twarze w czołówce to piąty Słoweniec Timi Zajc, jeszcze junior, oraz Fin Antti Aalto, który uplasował się na siódmej pozycji.
Kolejne zawody PŚ już w najbliższy weekend w fińskim Kuusamo.