Bycie ojcem może być dobrą zabawą dla obu stron.
Andrzej Lebek z Siemianowic Śl. jest przede wszystkim mężem Barbary, ojcem trzech synów i dziadkiem. Ma głowę pełną pomysłów i ciekawość chłopca.
Krótko, ale mocno
Kilka lat temu internet obiegł film dokumentalny „Tatowanie. Odkrycie po latach”. To był prezent dorosłych już synów pana Andrzeja na Dzień Ojca. Wzruszający dokument, przeplatany archiwalnymi nagraniami, zdjęciami i wspomnieniami. Autorzy opowiadają o szczęśliwym dzieciństwie, wspominają tysiące zabaw i pomysłów, których twórcą był ojciec. – Ten film uświadomił mi, że chwile, które spędziłem z moimi synami, były dla nich naprawdę ważne – przyznaje pan Andrzej.
Andrzej Lebek z wnuczką ZuziąModel wychowania, który zakłada przede wszystkim bycie z dziećmi, przejął od swojego ojca. – Był taki czas w moim życiu, kiedy myślałem, że rolą mojego ojca jest ciągłe zaskakiwanie mnie – wspomina z uśmiechem.
Przeczytaj także:
Z ojcem dane mu było przeżyć niewiele, bo tylko 10 lat. – Tata był chory, miał świadomość, że nie zostało mu wiele czasu i chyba dlatego bardzo się spieszył, żeby zintensyfikować to swoje ojcostwo, nadać mu odpowiednią jakość, która będzie procentować przez resztę mojego życia. Opowiada, że tata ciągle coś dla niego konstruował. Z pudełek po zapałkach wyczarował wielką makietę lotniska. Ponieważ czuł, że z powodu choroby nie zdąży nazbierać odpowiedniej ilości tych pudełek, sklejał je sam po nocach.
– Tata robił prawdziwe widowiska z tych zabaw. Wczołgiwał się pod stół, przykrywał kocem i poruszał magnesami, a ja nie wiedziałem, że on tam jest i stałem z rozdziawioną buzią, bo widziałem tylko, że autka same się poruszają. Byliśmy ze sobą tylko kilka lat, a jego ojcostwo miało tak silny wpływ na moje życie. To jest pociecha i nadzieja dla zapracowanych ojców, że nawet jeśli nie możemy spędzać z dziećmi wielu godzin każdego dnia, to możemy zainwestować w jakość tego czasu spędzanego razem.
Po śmierci ojca chłopiec spędzał wiele czasu u babci. – Jej zawdzięczam, że tę drugą część mojego dzieciństwa spędziłem tak twórczo. Miała cierpliwość dla moich pomysłów i dawała mi wolną przestrzeń na ich realizację. To w jej pokoju zamontowałem system wiszących mostów, co na dwa tygodnie sparaliżowało normalne funkcjonowanie w tym pomieszczeniu. Babcia chodziła na czworakach pomiędzy meblami, czołgała się, żeby dostać się do własnego łóżka. – Albo rollercoaster, zmontowany z lin i kolejki, którą dostałem jeszcze od taty – wspomina. – Zaczynał się na babci szafie, a kończył gdzieś na nocnym stoliku. Próbowałem różnych sposobów, żeby wagoniki nie wypadały z zakrętów. Smarowałem szyny miodem, zasypywałem mąką. I to wszystko w pokoju babci...
Aleksandra Pietryga