Stany Zjednoczone wystąpiły we wtorek z Rady Praw Człowieka ONZ. "Rada Praw Człowieka ONZ jest niewarta swojej nazwy" - powiedziała ambasador Nikki Haley, stała przedstawicielka USA w ONZ, która poinformowała we wtorek o decyzji administracji prezydenta Trumpa.
Ambasador Nikki Haley, stojąc obok sekretarza stanu Mike'a Pompeo, umotywowała decyzję Waszyngtonu o wystąpieniu z Rady Praw Człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych tym, że ta międzynarodowa organizacja skupiająca 47 państw świata "jest protektorem (państw - PAP) łamiących prawa człowieka i szambem (kloaką) politycznych uprzedzeń".
Decyzja administracji Trumpa o wystąpieniu z Rady Praw Człowieka nie była zaskoczeniem, ponieważ wielokrotnie od dawna zapowiadała ona taki krok z uwagi na - zdaniem władz waszyngtońskich - uprzedzenia Rady wobec Izraela.
Ambasador Haley wielokrotnie głosowała przeciw rezolucjom Rady Praw Człowieka ONZ krytycznych wobec Izraela i często krytykowała "chroniczne antyizraelskie uprzedzenie Rady".
Haley wyjaśniła we wtorek, że Stany Zjednoczone zdecydowały się na taki krok, ponieważ zobowiązania Stanów Zjednoczonych "nie pozwalają na pozostawanie w pełnej hipokryzji, wyrachowanej organizacji, która jest parodią praw człowieka".
Amerykańska stała przedstawicielka w ONZ dodała, że Stany Zjednoczone "będą szczęśliwe", jeśli będą mogły znów przystąpić do Rady Praw Człowieka pod warunkiem zreformowania tej organizacji.
Waszyngton od lat bezskutecznie domagał się zmian w statucie Rady Praw Człowieka, pozwalających na wyrzucenie z Rady państw nagminnie łamiących prawa człowieka (np. obecni członkowie tej organizacji: Chiny, Kuba i Rosja).
Decyzja o wystąpieniu Stanów Zjednoczonych ma miejsce po tym, jak Rada Praw Człowieka wezwała administrację Trumpa do zaprzestania polityki imigracyjnej "zero tolerancji", prowadzącej do czasowego oddzielania nieletnich dzieci od rodziców, którzy nielegalnie przekroczyli granicę Stanów Zjednoczonych.
"Po raz kolejny ONZ pokazuje swoją hipokryzję, piętnując Stany Zjednoczone, podczas gdy jednocześnie ignoruje naganną kartotekę praw człowieka wielu członków swojej Rady Praw Człowieka" - powiedziała ambasador Haley.
Human Rights Watch, organizacja broniąca praw człowieka, w oświadczeniu wydanym we wtorek skrytykowała decyzję prezydenta USA o wystąpieniu z Rady.
Rada "odegrała ważną rolę w takich krajach jak Korea Północna, Syria, Birma i Sudan Południowy (...). Ale Donalda Trumpa interesuje tylko obrona Izraela" - czytamy w oświadczeniu Human Rights Watch.
Decyzję administracji prezydenta Trumpa o wystąpieniu z Rady Praw Człowieka ONZ skrytykowały także władze organizacji praw człowieka i praw obywatelskich Freedom House oraz przedstawiciele 11 innych organizacji humanitarnych we wspólnym liście otwartym skierowanym do sekretarza stanu Mike'a Pompeo.
"Rezygnując z miejsca w Radzie Praw Człowieka ONZ, Stany Zjednoczone wzmacniają innych członków, takich jak Rosja i Chiny, które nie podzielają amerykańskich wartości i przekonania o uniwersalnym znaczeniu praw człowieka" - napisali przedstawiciele 12 organizacji obrony praw człowieka w otwartym liście wystosowanym do sekretarza stanu Mike'a Pompeo we wtorek.
Rada Praw Człowieka ONZ, z siedzibą w Genewie, powstała w roku 2006, zastępując i przejmując większość funkcji dawnej Komisji Praw Człowieka ONZ.
Stany Zjednoczone w czasach administracji republikańskiego prezydenta USA George'a W. Busha (2001-2009) bojkotowały prace Rady z powodu jej krytycznej postawy wobec Izraela.
Następca George'a W. Busha, przedstawiciel Partii Demokratycznej w Białym Domu, prezydent Barack Obama włączył USA do prac Rady w 2009 roku w nadziei na poprawienie jej skuteczności.