Czy gra na scenie jest przepustką do roli sędziego, autorytetu moralnego?
Wszyscy artyści to prostytutki – śpiewał przed laty pewien artysta. A jednocześnie z wyżyn celebryckich autorytetów, na które wywindowani zostali niektórzy przedstawiciele środowisk aktorskich, teatralnych i filmowych, padały i wciąż padają pouczenia etyczne pod adresem polityki, Kościoła, społeczeństwa, które nie dorosło do tych lepszych standardów. Reżyser, który stał się posłem, myli role. Popularny z serialu „M jak miłość” aktor wyznaje w swej autopromocyjnej książce: „Jestem trochę prostytutką [w oryginale książki padało mocniejsze słowo – A.N.] z natury, nie mam twardego kręgosłupa”. I szczyci się „szybkimi numerkami” z młodymi księżmi – w toalecie. Dziennikarka, która spisała jego wynurzenia, oświadcza z aprobatą: „Nic mnie nie zszokowało. Wysłuchałam historii ciekawego człowieka. To wszystko”. Ten „ciekawy człowiek” jest dziś liderem aktorskiej „opozycji moralnej” wobec niemoralnej polityki. Ze scen w Niemczech, Szwajcarii, w Polsce wygłasza z patosem odezwy piętnujące „polską hołotę” i wybrany przez nią rząd. Czy jednak gra na scenie jest przepustką do roli sędziego, autorytetu moralnego? A tym bardziej reżyserowanie takiej gry czy też jej produkowanie, sprzedawanie, opakowanie?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Nowak