Po roku przesłuchań nie mam wątpliwości, że Marcin P. jest człowiekiem wymyślonym, podstawionym, prowadzonym przez trzy lata działalności i chronionym do końca - powiedziała we wtorek szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) po przesłuchaniu b. szefa Amber Gold.
B. szef Amber Gold Marcin P. po raz drugi zeznawał przed sejmową komisją śledczą - była to kontynuacja jego przesłuchania z czerwca.
Szefowa komisji śledczej powiedziała dziennikarzom po wtorkowym przesłuchaniu, że dla niej były dwa najistotniejsze wątki. "Jeden: Marcin P. przyznał dziś wyraźnie iż sam odnosi wrażenie, że parasol ochronny nad tą firmą był, on to mówił w zakresie urzędu skarbowego. Podzielam jego stanowisko, aczkolwiek nie tylko w urzędzie skarbowym, ale myślę, że we wszystkich tych instytucjach" - powiedziała Wassermann.
Marcin P. pytany we wtorek przed komisja śledczą, czy miał zapewnioną "nietykalność, a wręcz ochronę" ze strony organów podatkowych lub konkretnych urzędników, odpowiedział: "W tamtym momencie nic mi na ten temat nie było wiadomo. Patrząc z perspektywy czasu mogłem stwierdzić, że taki parasol był, ale ja o jego istnieniu w ogóle nie wiedziałem". Zaznaczył, że nie ma wiedzy, że taki "parasol" istniał, ale patrząc z perspektywy czasu widzi, że ze strony m.in. pomorskiego urzędu skarbowego było dla niego "wiele szczęśliwych zbiegów okoliczności", a on w takie nie wierzy.
Wassermann powiedziała, że zachowanie trzech urzędów skarbowych przez lata kontroli w spółkach grupy Amber Gold wskazuje według niej, że "był duży hamulcowy, który pozwolił tej firmie działać". "Jeżeli po tylu latach kontroli jedyne, co urząd skarbowy uzyskuje, to stratę pół miliona naszych pieniędzy, () to czy ja muszę państwu tu coś więcej tłumaczyć" - dodała szefowa komisji śledczej.
Zaznaczyła też, że "bardziej wyspecjalizowaną jednostką do kontroli trudnych podmiotów" jest urząd kontroli skarbowej, posiadający najbardziej wyspecjalizowany personel.
"To jest zupełnie inna liga. I do kontroli firmy Amber Gold został wysłany urząd skarbowy, natomiast ten wysoko wyspecjalizowany przez kilka miesięcy kontrolował te spółki, które nie podjęły żadnej działalności gospodarczej. To też dobrze świadczy o tym, jakie było założenie. Nie mam wątpliwości po roku przesłuchań, że Marcin P., jest człowiekiem wymyślonym, podstawionym, prowadzonym przez trzy lata tej działalności i chronionym do końca" - powiedziała Wassermann. "On nawet temu nie przeczy" - stwierdziła. Jak dodała, "oczywiście Marcin P. jest też inteligentnym człowiekiem, on puszcza też sygnały do swoich rzeczywistych mocodawców, że może się okres jego milczenia zakończyć".
Nawiązała też do sprawy spółki Finroyal - parabanku funkcjonującego w czasie działania spółki Amber Gold. Marcin P. zeznał we wtorek, że nie zamierzał kupić Finroyal, zgodził się tylko na pożyczkę dla tej spółki, w wysokości 12 mln zł, z czego przelana została transza 1,2 mln zł.
"Jest rzeczą niemożliwą, że przychodzi do Marcina P. np. pan Korytkowski (ówczesny prezes Finroyal), człowiek znikąd, który właściwie nic nie reprezentuje sobą, a on się umawia z nim, że przeleje mu 12 milionów, przelewa mu pierwszy milion dwieście tysięcy, bo więcej nie zdążył, pan Korytkowski natychmiast wyprowadza te pieniądze zagranicę i one oczywiście przepadają. To jest chyba dla każdego oczywiste, że ci rzeczywiści mocodawcy wskazali: +tego pana przyjmiesz i na to konto będziesz przelewał pieniądze" - powiedziała Wassermann.
Dodała, że we wtorek Marcin P. nie chciał tego wątku rozwijać. "Oczywiście on wie, zna całą prawdę o rzeczywistości. Pytanie, czy organy ścigania dzisiaj, i wierzę w to głęboko, będą w stanie do tego wszystkiego dojść, bo ówcześnie ani prokuratura, ani służby specjalne, ani w zasadzie żaden organ w państwie nie był zainteresowany tym, żeby od niego uzyskać jakiekolwiek informacje" - powiedziała szefowa komisji śledczej.
Wassermann zaznaczyła, że mówiąc o tym, iż według niej Marcin P. "jest osobą wymyśloną, prowadzoną i chronioną w zasadzie do dzisiaj" zbudowała sobie "taki obraz po analizie tysięcy akt pochodzących z różnych postępowań i różnych urzędów, również na podstawie akt tych postępowań, które były po jego zatrzymaniu".
"Śmiało stawiam dzisiaj również tezę, że zadbano o to, aby tylko on miał postawione zarzuty, ewentualnie jego małżonka, bowiem są to osoby, które gwarantują, czy gwarantowały do tej pory dużą szczelność i nieujawnianie informacji. Myślę, że postawienie w stan oskarżenia innych pracowników, którzy dużo widzieli, może to zasadniczo zmienić, bowiem taka jest charakterystyka procesów karnych, że ludzie w momencie, w którym zaczynają mieć postawione zarzuty, odświeża im się pamięć, mówiąc wprost - nie chcą dostawać wyroków za innych ludzi" - powiedziała szefowa komisji śledczej.
Druga sprawa, która - jak powiedziała Wassermann - jest dla niej oczywista "po zaznajomieniu się z tymi tysiącami akt, jest taka, iż Marcin P., od swoich rzeczywistych mocodawców i od osób, które nie tylko prowadziły, ale także kryły tę działalność, uzyskał obietnicę, iż krzywda nie stanie się jego najbliższej rodzinie" - powiedziała szefowa komisji śledczej.
Dodała w tym kontekście, że do zatrzymania żony b. szefa Amber Gold, Katarzyny P., doszło po ośmiu miesiącach (Marcin P. został zatrzymany i trafił do aresztu w sierpniu 2012 r., a jego żona Katarzyna została aresztowana w kwietniu 2013 r.). "I to ma odzwierciedlenie także w jego postawie procesowej, bowiem on przestaje w tym momencie całkowicie współpracować z organami ścigania" - stwierdziła Wassermann.
Spółka Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W 2011 r. firma zainwestowała też w linie lotnicze - linie OLT Express, które funkcjonowały przez kilka miesięcy 2012 r. 13 sierpnia 2012 r. Amber Gold ogłosiła likwidację; tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.