Od wyborów do Bundestagu minęły trzy tygodnie, a rozmowy o przyszłym niemieckim rządzie nadal się nie rozpoczęły. Potencjalni koalicjanci czekają na niedzielne wybory regionalne w Dolnej Saksonii, licząc na to, że dobry wynik wzmocni ich pozycję wyjściową w negocjacjach.
Dolną Saksonią, jednym z największych i najbardziej liczących się niemieckich krajów związkowych, rządzi obecnie koalicja SPD i Zielonych.
Kadencja regionalnego parlamentu w Hanowerze upływa właściwie dopiero w przyszłym roku, jednak przyspieszone wybory okazały się konieczne po przejściu jednej z posłanek Zielonych w sierpniu do opozycyjnej CDU, co spowodowało utratę przez czerwono-zieloną koalicję rządową w Dolnej Saksonii parlamentarnej większości.
Z sondaży wynika, że obaj główni rywale - CDU i SPD - mają równe szanse na zwycięstwo. Na finiszu kampanii wyborczej socjaldemokraci premiera Stephana Weila uzyskali nawet nieznaczną przewagę nad chadekami. W opublikowanej w piątek ankiecie telewizji ZDF SPD ma 34,5 proc. poparcia, a CDU 33 proc. Do niedawna za faworyta uznawana była CDU i jej kandydat na premiera Bernd Althusmann.
58-letni Weil jest premierem Dolnej Saksonii od 2013 roku. Wcześniej przez wiele lat był burmistrzem Hanoweru. Pochodzący z rodziny uchodźców ze Śląska prawnik ma opinię trochę bezbarwnego, lecz solidnego polityka.
Jego prestiż ucierpiał nieco wskutek skandalu z Volkswagenem. Największy niemiecki koncern motoryzacyjny ma siedzibę właśnie na terenie Dolnej Saksonii, a władze landu są reprezentowane w jego władzach. Fakt, że koncern przez lata manipulował wynikami pomiarów spalin w silnikach Diesla, świadczy o braku należytej kontroli ze strony władz landu.
Młodszy o osiem lat Althusmann ma za sobą barwniejszą karierę. Jest kapitanem rezerwy, był ministrem kultury w Dolnej Saksonii, a w latach 2013-2016 kierował biurem Fundacji im. Konrada Adenauera w Namibii i Angoli.
Wybory w Dolnej Saksonii są dla SPD ostatnią szansą na przerwanie katastrofalnej passy w tym roku. Socjaldemokraci przegrali trzykrotnie wybory regionalne, w tym w swoim mateczniku, Nadrenii Północnej-Westfalii, a następnie ponieśli klęskę w wyborach do parlamentu ogólnoniemieckiego - Bundestagu. Uzyskany przez SPD 24 września wynik - 20,5 proc. - jest najgorszy w powojennej historii tej partii.
Po tej porażce szef SPD Martin Schulz zdecydował o przejściu partii do opozycji. Sukces w Dolnej Saksonii wzmocniłby z pewnością mocno nadszarpniętą reputację liczącej ponad 150 lat partii, natomiast przegrana pogłębi i tak już głęboki kryzys. Porażka byłaby też z pewnością wodą na młyn dla tych polityków SPD, którzy uważają, że Schulz powinien odejść ze stanowiska szefa partii.
Pomimo zwycięstwa w wyborach do Bundestagu, CDU też nie ma zbyt wielu powodów do zadowolenia. Chadecy, którzy w wyborach ogólnoniemieckich występują razem z bawarską CSU, zdobyli 32,9 proc., co jest ich najgorszym wynikiem od 1949 roku. Zwycięstwo w Dolnej Saksonii i odsunięcie SPD od władzy wzmocniłoby pozycję kanclerz Angeli Merkel przed podjęciem zapowiedzianych na najbliższa środę rozmów sondażowych o utworzeniu rządu z FDP i Zielonymi.
O wadze, jaką do wyniku wyborów w Dolnej Saksonii przywiązują władze obu największych partii, może świadczyć fakt, że zarówno Merkel, jak i Schulz osobiście uczestniczą w kampanii wyborczej, i to do niemal ostatniego dnia. "To będzie wyrównana walka" - powiedziała Merkel podczas wiecu w Stade. "Nie sugerujcie się sondażami" - zaapelowała do swoich zwolenników.
Schulz uczestniczył w piątek wieczorem w przedwyborczym wiecu w Hanowerze. "Zwyciężymy" - zapewnił.
Pomimo licznych apeli o jak najszybsze rozpoczęcie negocjacji, Merkel zdecydowała się zaczekać z rozmowami o nowym rządzie na wynik wyborów w Dolnej Saksonii.
Zwycięzca wyborów w Dolnej Saksonii, niezależnie od tego, czy będzie to SPD czy CDU, stanie przed trudnym zadaniem tworzenia nowego rządu w tym landzie. Ponieważ obie partie wykluczają koalicję między sobą, jednej z nich pozostanie mozolne wykuwanie sojuszu z FDP i Zielonymi.
Równie trudne będą rozmowy CDU/CSU z liberałami i Zielonymi na szczeblu ogólnoniemieckim w Berlinie. Różnice w podejściu do kwestii migracji, energii czy ochrony środowiska są duże i wymagają od wszystkich uczestników wielkiej determinacji dla uzyskania kompromisu.
Alternatywą są przyspieszone wybory, jednak tej ewentualności nikt nie bierze pod uwagę: zostałyby odebrane przez wyborców jako kompromitacja uczestniczących partii i dowód na to, że nie potrafiły się porozumieć. Większość polityków uważa, że pomimo trudności Niemcy będą mieli przed Bożym Narodzeniem nowy rząd kierowany przez dotychczasową kanclerz - Angelę Merkel.