Lublin nie próbuje kopiować innych metropolii. Ma swoje 700 lat na karku. To widać, słychać i czuć.
Jeśli określenie „Polska B” ma dzisiaj jeszcze jakieś znaczenie, to w przypadku Lublina uznałbym je bardziej za komplement niż przytyk. Stolica Lubelszczyzny jest godną wizytówką regionu, w którym życie smakuje inaczej. Co wcale nie oznacza, że wszystkim smakuje tak samo. Są w tym przepisie przyprawy, które zapewne można by wymienić na inne składniki. Pytanie tylko, czy nadal byłby to Lublin.
Degustacja miasta
„Makagigi to była taka kostka, to był mak i jakaś taka masa, że to nie było tak, że zaraz zjadłeś, musiałeś mamleć i mamleć w ustach i to jak najbardziej pasowało do kina. Jak ja przechodziłem koło tych straganów (…), to ja mówię, pan mi da makagiga, bo tak długo, takie smaczne, to mi dawał, nie żałował”. To wspomnienie (pisownia zachowująca oryginalną wypowiedź) anonimowego mieszkańca Lublina o targowisku w żydowskiej części miasta. Nieistniejącej już dzisiaj części. Wspomnienie zachowane w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN”, znajdującym się w miejscu, które kiedyś oddzielało i zarazem łączyło dzielnice chrześcijańską i żydowską. Nic chyba lepiej nie oddaje klimatu również dzisiejszego Lublina niż charakter makagigi – choć stolica „ściany wschodniej” tętni życiem, to jednocześnie wszystko toczy się tutaj w zwolnionym tempie w porównaniu z tym, co znamy z metropolii po zachodniej stronie Wisły. Poznanie oryginalnego smaku tego miasta też wymaga „mamlenia i mamlenia”, dłuższego smakowania. Z tej cierpliwej degustacji wyłania się dopiero pełen obraz świata, który idzie swoją drogą i buduje własną tożsamość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina