Minęło jednak pół roku, a media nie doniosły o żadnych dramatycznych wydarzeniach na dużą skalę z udziałem ludzi we Włoszech. Czyżby tym razem brak cudu św. Januarego nic nie znaczył?
W grudniu ubiegłego roku, wbrew oczekiwaniu wiernych, nie nastąpił w katedrze w Neapolu cud św. Januarego – umieszczona w relikwiarzu grudka zakrzepłej krwi tego żyjącego na przełomie III i IV wieku biskupa i męczennika nie przeszła w stan płynny, co jest uważane za zapowiedź jakiegoś nieszczęścia. W przeszłości do przemiany krwi nie doszło m.in. w 1980 roku, gdy Włochy zostały dotknięte potężnym trzęsieniem ziemi, w 1973, gdy w Neapolu wybuchła epidemia cholery, a także w roku 1939 i w 1940, gdy Włochy przystąpiły do II wojny światowej. Można się było zatem spodziewać, że rok 2017 będzie dla Włochów niepomyślny.
Minęło jednak pół roku, a media nie doniosły o żadnych dramatycznych wydarzeniach na dużą skalę z udziałem ludzi we Włoszech. Czyżby tym razem brak cudu św. Januarego nic nie znaczył? Okazuje się jednak, że w tym przypadku niszczycielskie siły skierowały się nie na człowieka, ale przeciwko przyrodzie.
Ostatnia zima była dla Włoch bardzo ciężka. Śnieżyce i ujemne temperatury zniszczyły wiele upraw warzyw i cytrusów, padły setki zwierząt hodowlanych. W Apulii – rejonie na południu kraju – wprowadzono stan kryzysowy. Straty odnotował też handel, gdzie z powodu kłopotów w transporcie nie dostarczono bardzo dużych ilości mleka i innych artykułów. W sklepach o połowę zmniejszyły się dostawy sezonowych warzyw, m.in. szpinaku, sałaty, kalafiorów, karczochów i cukinii. Ceny niektórych warzyw wzrosły nawet trzykrotnie. Ostatecznie związek włoskich rolników Coldiretti oszacował straty w rolnictwie, spowodowane przez srogą zimę na kilkaset milionów euro.
Nie był to jednak koniec kłopotów. W kwietniu atak zimna, gdy temperatury spadły gwałtownie średnio o 12 stopni, zniszczył wiele upraw, przede wszystkim winorośli. Rolnicy zauważyli, że przymrozki i chłód oraz gradobicia i lodowaty wiatr mają katastrofalny wpływ na winnice, uprawy warzyw i owoców od Doliny Aosty i Lombardii na północy Włoch po Kampanię na południu. Zmarzły uprawy gruszek w okolicach Mantui, moreli koło Pawii, wiśni z Modeny oraz jabłek spod Neapolu.
Co prawda, niektórzy uważają, że nie należy wyciągać wniosków na temat przyszłości na podstawie braku cudu św. Januarego, jednak różne znaki, także te dotyczące przyszłych wydarzeń, to w chrześcijaństwie nie nowość. Czymże innym, jak nie znakami są np. płaczące obrazy i figury Matki Bożej, jak miało to miejsce choćby podczas Jej objawień w japońskim mieście Akita w latach 70. XX wieku? Także II tajemnica fatimska mówi o znaku, który będzie zapowiadał wojnę:
"Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie. Będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego."
Co ciekawe, jakiegoś znaku od Boga można się spodziewać także w Polsce, chociaż nie wiadomo, w którym roku on nastąpi. W 2010 roku ks. Jan Pęzioł z parafii w Wąwolnicy, pełniący m.in. funkcję egzorcysty archidiecezjalnego, w rozmowie z dziennikarzem powiedział:
„Mam w głowie konkretny dzień. Matki Boskiej Zielnej. Piętnastego sierpnia. Między dziesiątą rano a południem. Prawdopodobnie jakiś znak. Nic złego się wtedy nie stanie. Będziemy się tylko musieli wobec tego znaku określić. Czekam na ten dzień, nie wiedząc, co będzie. A może tylko mi się zdaje. Poczekam. Zobaczę."
Mariusz Malec