Polska dyskusja dotycząca szczepień przypomina zdanie z amerykańskiego filmu sensacyjnego: Masz prawo nic nie mówić, wszystko co powiesz może być użyte przeciwko tobie!
Lista szczepień, która jest ogłaszana przez Głównego Inspektora Sanitarnego zdaniem badaczy nie spełnia tak naprawdę standardów konstytucyjnych. Lista ta nie jest bowiem powszechnie obowiązującym źródłem prawa. Więcej, nie ma ona statusu ustawy, a wiec na jej podstawie nie można ograniczać praw lub wolności, nawet w szczytnych celach zdrowotnych. Czy zatem musimy, jako rodzice odnosić się w sposób pozytywny do opinii wyrażonej przez wyższego urzędnika państwowego? Jak zaznaczają Anna Augustynowicz oraz Iwona Wrześniewska Wal „…mamy tu do czynienia z odesłaniem do regulacji prawnej niemieszczącej się w katalogu konstytucyjnych źródeł prawa.”
Poszukiwanie wroga
Teraz spójrzmy od innej strony. Dostrzeganie wad formalnych ustawy o chorobach zakaźnych to jedno. Nieco innym zjawiskiem jest negowanie szczepionek, jako działań o uzasadnionym potencjale ochronnym. Tego typu postawy wydają się po prostu niebezpieczne. Czasem można wręcz mieć wrażenie, że śmiałe podważanie idei szczepień jest najlepszym dowodem na to, że owe szczepienia zadziałały. W społeczeństwie nie ma bowiem powszechnej obawy o nagłe wystąpienie jakiś strasznych chorób. Stąd też pewnie łatwiej formułować poglądy typu: Do niczego nas nie zmuszajcie!
Ponadto trudno uznać, by szczepionki były jakąś formą mody. Jeśli tak uważamy, to spróbujmy powiedzieć o tym np. osobom, które wybierają się do krajów, w których panuje klimat tropikalny. Podobne działania ochronne nie zostały wprowadzone z poniedziałku na wtorek, tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś tak chciał.
Obecnie widać w Polsce wyraźnie stałe rozdzielanie się dwóch stanowisk: z jednej strony przedstawiciele państwa bardzo mocno podkreślają, że mogą przymuszać do stosowania szczepień. Jednocześnie robią to odwołując się do niespójnych zasad prawnych. Z drugiej natomiast strony co roku obserwujemy coraz większą liczbę osób, które nie poddają swoich dzieci właśnie wspomnianym działaniom. Niestety czasem walcząc o swoje prawa jednocześnie chwilami podważają konieczność całkiem racjonalnej (chwilami) zasady „dmuchanie na zimne”.
Z całą pewnością reguły ogłaszania listy szczepień muszą ulec zmianie. Decyzja wysokiego urzędnika państwowego nie jest źródłem prawa. Być może konkretnym rozwiązaniem tej sytuacji byłoby formułowanie indywidualnego katalogu szczepień. Wydaje się, że dzisiaj szczególnym problemem jest tak naprawdę postawienie rodziców w pozycji „pasywnych obserwatorów użycia szczepionek”. Nie mają oni możliwości realnego zarządzania zdrowiem własnego dziecka. W momencie, w którym maja w tym obszarze wątpliwości, umieszczeni zostają na „antyszczepionkowej czarnej liście”.
Pierwszym gwarantem bezpieczeństwa zdrowotnego dziecka nie jest jednak lekarz oraz pielęgniarka. Są nim przede wszystkim rodzice. Nie możemy formułować poglądów w prawie odnosząc się np. do tych rodziców którzy nie potrafią albo nie chcą spełniać swojej roli wychowawczej i tak naprawdę swoim działaniem doprowadzają dziecko do szkoły. W przeważającej większości wypadków to właśnie rodzic jest tym, który najlepiej zna funkcjonowanie swojego dziecka i to on jest tą osobą, która dąży do jego bezpieczeństwo oraz zdrowia. Być może pojawiający się w ostatnim czasie postulat, by formułować indywidualne plany szczepień dla dziecka jest właśnie realizacją pewnej idei dotyczącej zarządzania zdrowiem i chorobą. Rodzić nie powinien być traktowany jako wróg. Z drugiej jednak strony winien pamiętać, że szczepionki głównym wrogiem dziecka także nie są.
…
autor jest doktorem socjologii prawa i bioetykiem, Koordynuje prace Centrum Bioetyki Instytutu Ordo Iuris, prowadzi blog na stronie gosc.pl