Obrażając w knajacki sposób głowę państwa, prawnicy obniżają swój - i tak już minimalny - autorytet.
Polityczne niezadowolenie można wyrażać na wiele różnych sposobów: poprzez rzeczową polemikę w dyskusji, pisanie listów, straszenie sądem bądź Trybunałem Konstytucyjnym, gwizdy, buczenie, wznoszenie okrzyków, skandowanie haseł, wywieszanie transparentów, demonstracyjne opuszczenie sali, itp. Zależy to od okoliczności, kontekstu, miejsca i czasu, specyfiki protestującej grupy, a nade wszystko od kultury jej członków. To, co można usprawiedliwić podczas meczu piłkarskiego, wiecu politycznego lub ulicznej manifestacji nie powinno się nigdy zdarzyć w trakcie kongresu prawników, ponieważ pewne zachowania pozostają w jawnej sprzeczności z godnością tego zawodu.
O ile mogę jeszcze zrozumieć (co nie znaczy: akceptować) wyjście z sali na znak protestu przeciw polityce Ministerstwa Sprawiedliwości wobec tej korporacji prezentowanej przez jego przedstawiciela, o tyle próba zagłuszenia odczytywania listu od Prezydenta RP jest skandalem, którego powinni wstydzić się wszyscy uczestnicy dzisiejszego kongresu. Wyłonioną w demokratycznych wyborach głowę niepodległego państwa należy szanować, nawet jeżeli podejmowane przez nią decyzje budzą zdecydowany sprzeciw jakiegoś środowiska.
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby polscy prawnicy polemizowali z prezydentem Andrzejem Dudą w dowolnych, a zwłaszcza dotyczących ich sprawach, formułując ostre zdania, a nawet oskarżając go o łamanie Konstytucji, jeżeli tak uważają. Nie wolno im jednak gwizdać, buczeć, ani w żaden inny knajacki sposób obrażać głowę państwa, obniżając tym samym swój i tak już minimalny autorytet społeczny.