Kandydat prawicy w wyborach prezydenckich we Francji Francois Fillon, który jest oskarżany o fikcyjne zatrudnianie rodziny za publiczne pieniądze, odmówił w niedzielę poddania się naciskom jego własnej partii Republikanie (LR), by zrezygnował z kandydowania.
"Nikt nie mógłby dzisiaj przeszkodzić mi być kandydatem - powiedział Fillon w wywiadzie telewizyjnym. - Moja kandydatura jest wciąż popierana przez większość wyborców prawicy i centrum. Wierzę w to i pokazałem to dziś po południu".
Fillon nawiązał w ten sposób do wiecu poparcia dla niego, jaki odbył się w niedzielę na placu Trocadero w pobliżu wieży Eiffla w Paryżu i zgromadził dziesiątki tysięcy uczestników. Według ekipy Fillona na wiecu było 200 tys. ludzi, jednak według źródeł policyjnych, na które powołują się dziennikarze, plac może pomieścić najwyżej 30 tys. osób.
Kandydat przekonywał, że "jest najlepszą opcją". Zapewniając, że "zostaje w grze", dopuścił jednak możliwość rozmów z politykami LR, którzy są zaniepokojeni spadającymi - według sondaży - szansami Fillona na objęcie prezydentury.
Zapytany wprost w wywiadzie, czy ustąpi, Fillon odparł: "Odpowiedź brzmi: nie. Nie widzę powodu". "Ale nie jestem autystyczny. Chcę przekonać moich przyjaciół, że jedynie mój program może przynieść odrodzenie naszego kraju" - podkreślił.
Rośnie bowiem presja ze strony prominentnych polityków Republikanów, by Fillon, który wygrał w ub. roku partyjne prawybory prezydenckie, ustąpił na rzecz swego kontrkandydata, który odpadł w drugiej turze: Alaina Juppe, podobnie jak również byłego premiera. W niedzielę Juppe zapowiedział, że w poniedziałek rano wystąpi przed mediami.
Na skutek skandalu z fikcyjnym zatrudnianiem żony i dzieci Fillona i grożących mu w tej sprawie formalnych zarzutów karnych wiele osobistości LR mniej lub bardziej otwarcie opowiedziało się za tym, by Juppe zastąpił Fillona jako kandydat partii w wyborach, które odbędą się na przełomie kwietnia i maja.
70 proc. Francuzów opowiada się za tym, by Fillon ustąpił.