Pro-life z o.o.

Obrońcy życia nie mogą zbyt łatwo przejść do porządku dziennego nad zamykaniem drzwi wszystkim uchodźcom. Choćby ze względu na wiarygodność.

Piękne widoki w piątek w Waszyngtonie. Żałuję, że nie zdążyłem zobaczyć tego na własne oczy (do Ameryki dobrze pojechać, ale jeszcze lepiej szybko wrócić), bo obecność wiceprezydenta Pence’a na Marszu dla Życia i słowa poparcia dla jego uczestników od prezydenta Trumpa to naprawdę wielka rzecz. Po raz pierwszy w historii tak wysoko postawiony członek administracji USA wziął udział w wydarzeniu, które promuje wartość życia od poczęcia. Zbiegło się to z bardzo dobrymi decyzjami nowego prezydenta: zakazem finansowania organizacji, które na świecie promują aborcję i odcięcie Planned Parenthood od środków federalnych.

Tak, ja też należę do fanów niektórych pierwszych decyzji nowej administracji Białego Domu. Podkreślę: fanów decyzji, niekoniecznie zaś samej osoby prezydenta. Bo wybór opcji politycznej nie jest wyznaniem wiary, tylko decyzją pragmatyczną: popsuje czy nie popsuje; zburzy czy naprawi itd. No, chyba że ktoś ma taką religię i wierzyć w polityka musi. Moja religia wiary w nawet najbardziej konserwatywnie rokującego polityka nie wymaga. To chroni przed rozczarowaniami, gdy rokujący obronę chrześcijańskich wartości polityk, owszem, do południa parę dobrych dekretów podpisze, ale popołudniu zburzy swój chrześcijański wizerunek.

I, niestety, tak jest w przypadku zakazu wjazdu do USA wszystkim uchodźcom m.in. z takich krajów jak Irak i Syria. Tak, znam głosy obrońców życia, którzy mówią, że nie można stawiać znaku równości – bo chronić życie w łonie matki to kwestia prawa naturalnego z jednej strony oraz niepodważalny nakaz moralny z katolickiego punktu widzenia z drugiej strony. A przyjmowanie uchodźców – to kwestia dobrej woli politycznej, nie zaś nakaz moralny.

Otóż po pierwsze, mnie to tłumaczenie nie przekonuje. Choćby ze względu na wiarygodność ruchów pro-life. Jeśli wartość ma życie od poczęcia, to wartość ta nie znika wraz z narodzeniem. A gdy dochodzi do tego okoliczność – głód, cierpienie, prześladowanie, pozbawienie domu itd – z punktu widzenia moralności chrześcijańskiej nie ma wytłumaczenia dla obojętności czy wręcz zadekretowanego trzaśnięcia drzwiami.

Po drugie – nie chodzi bynajmniej o bezmyślne otwarcie granic dla wszystkich, bez koniecznej weryfikacji. Alternatywą dla trzaśnięcia drzwiami nie jest zaproszenie wszystkich i nie liczenie się z zagrożeniem. Alternatywą na przykład jest to, co robi rzymska Wspólnota św. Idziego w ścisłej współpracy z włoskim rządem i służbami specjalnymi: korytarze humanitarne. To pewny, sprawdzony i godny sposób sprowadzania z obozów dla uchodźców tych, którzy po pierwsze tego chcą i po drugie – przeszli wnikliwą weryfikację pod względem bezpieczeństwa.

Po trzecie wreszcie, w przypadku USA dochodzi dodatkowo argument natury polityczno-moralnej. Otóż Stany Zjednoczone są ostatnim państwem, które ma moralne prawo zamykać drzwi każdemu uchodźcy z takich krajów jak Irak czy Syria. Zwłaszcza po rozwaleniu tego pierwszego i zostawieniu w chaosie, ale i po nieczystym graniu w tym drugim. To tak, jakby spalić komuś dom, spokojnie wrócić do siebie, a uciekającym z płonącej chaty powiedzieć: spadajcie na drzewo. Obrońcy życia w Stanach, zwłaszcza po tak pięknym Marszu dla Życia z udziałem wiceprezydenta Pence’a, nie mogą przejść spokojnie do porządku dziennego po decyzji prezydenta Trumpa. To kwestia wiarygodności ruchu pro-life.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina Jacek Dziedzina Zastępca redaktora naczelnego, w „Gościu” od 2006 roku, specjalizuje się w sprawach międzynarodowych oraz tematyce związanej z nową ewangelizacją i życiem Kościoła w świecie; w redakcji odpowiada m.in. za kierunek rozwoju portalu tygodnika i magazyn "Historia Kościoła"; laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka; ukończył socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie, prowadził również własną działalność wydawniczą.