Nawet kiedy skrzypiała podłoga, byłem pewien, że to pan Franciszek stroi instrumenty.
Organistówka stała w Matarni przez długie wieki. Razem z przykościelną skarpą i brukowaną kamieniami drogą współtworzyła malowniczy zaułek, w którym – wydawało się – czas nie płynie, a cisza ma swoje gniazdo. Budynek był parterowy, zbudowany z czerwonej cegły, przez kilka lat wisiała na nim skrzynka pocztowa. Gdy byłem dzieckiem, chodziłem tam na lekcje religii, zawsze ze świadomością, jak niewiele dzieli mnie od tajemnicy muzyki. Za ścianą mieszkał bowiem z rodziną organista naszej parafii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel