W grudniu 1981 roku najdłużej opór stawiali górnicy z kopalni „Piast”. Pod ziemią wytrwali 14 dni, domagając się uwolnienia internowanych kolegów oraz odwołania stanu wojennego. Kościół na Śląsku starał się, aby ich protest nie został spacyfikowany siłą.
Górny Śląsk był miejscem, gdzie opór przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego oraz delegalizacji „Solidarności” był największy. Tutaj było najwięcej aresztowanych oraz internowanych, w kopalniach „Manifest Lipcowy” oraz „Wujek” specjalne jednostki ZOMO otworzyły ogień do strajkujących górników. Na „Wujku” zginęło dziewięciu górników, a na obu kopalniach kilkunastu z nich odniosło rany. Strajkowano pod ziemią także w kopalniach „Andaluzja” w Piekarach Śląskich oraz „Anna” w Pszowie. Najwięcej górników strajkowało pod ziemią w kopalni „Ziemowit” w Lędzinach oraz „Piast” w Bieruniu Nowym. W obu były bardzo liczne i cieszące się dużym autorytetem wśród załogi organizacje związkowe. Chociaż wcześniej relacje z dyrekcjami układały się w tych kopalniach nie najgorzej, wstrząsem dla wszystkich była informacja, że pierwszego dnia stanu wojennego aresztowano działaczy Komisji Zakładowych. Interwencja delegacji górniczej, która pojechała na rozmowy do komitetu partii w Tychach, nie przyniosła rezultatu. Do strajku w obronie kolegów wezwał elektryk z Przedsiębiorstwa Robót Górniczych Stanisław Trybuś. Kiedy górnicy po pierwszej zmianie gromadzili się na podszybiu, wezwał do protestu w obronie aresztowanych kolegów. Do apelu przyłączało się coraz więcej osób, także górnicy z drugiej zmiany. Kiedy dyrekcja zorientowała się, że na dole rozpoczyna się strajk, wstrzymała zjazd na poziom 650 m. Jednak górnicy pracujący na poziomie 500 dotarli tam drabinami. 15 grudnia pod ziemią protestowało już blisko 2 tys. górników z „Piasta”, których wsparli koledzy z sąsiedniej kopalni „Ziemowit”. Domagano się zniesienia stanu wojennego i uwolnienia zatrzymanych działaczy „Solidarności”. Udział w strajku był dobrowolny. Zostający na powierzchni organizowali wsparcie dla tych, którzy byli na dole. Żywność dla nich zbierały także rodziny. 18 grudnia pod kopalnie podjechały trzy wojskowe pojazdy opancerzone, tzw. skoty, co wywołało panikę wśród rodzin, obawiających się, że oznacza to początek przygotowań do siłowego złamania strajku, jak na „Wujku”. Okazało się jednak, że zabrano tylko materiały wybuchowe z poziomu 500 i pojazdy odjechały. Rozmowy prowadzone ze strajkującymi przez dyrekcję nie przynosiły rezultatów. Chociaż w innych miejscach kraju strajki zostały siłą złamane, górniczy opór trwał dalej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski