Program "Poza życiem" i obolałe sumienie władzy

Program "Za życiem" to jak na razie słaba próba zasłonięcia przez władzę wstydu, jakim okrył się PiS odrzucając obywatelski projekt zakazu aborcji.

Kiedy głosami tak chętnie powołujących się na katolicyzm posłów PiS Sejm odrzucał obywatelski projekt zakazu aborcji, partia rządząca znalazła się w trudnej sytuacji: legło w gruzach wieloletnie przychlebianie się wyborcom, dla których ochrona życia najsłabszych to kwestia najwyższej wagi. Sytuacje starali się ratować czołowi politycy obozu władzy, w tym sama premier Beata Szydło. Szefowa rządu, tuż przed wyrzuceniem przez posłów projektu ustawy podpisanej przez pół miliona obywateli, obiecała z mównicy sejmowej, że rząd bardzo szybko przygotuje program, mający realnie pomóc rodzicom decydującym się na urodzenie chorego dziecka, i właśnie takim działaniem rząd zamierza ograniczyć ilość wykonywanych w Polsce aborcji.

Chociaż program pomocowy to tylko jedno skrzydło samolotu o nazwie "pro life" i aby maszyna latała konieczny jest również prawny zakaz aborcji, to - przyznam - na założenia programu czekałem z dużym zainteresowaniem. W minioną środę program "Za życiem" został zaprezentowany i trzeba przyznać, że do wstydu odrzucenia zakazu aborcji PiS dołożył również wstyd jakim jest ten projekt. Bo przyznajmy to wprost - obecna forma programu "Za życiem" to w gruncie rzeczy szyderstwo z osób, które są jego adresatami.

Co zakłada projekt PiS? Że w razie urodzin żywego dziecka, które cierpi na nieuleczalną chorobę rodzinie przysługiwać będzie JEDNORAZOWY zasiłek w kwocie 4 tys. zł., a kwestie korzystania z teoretycznie dostępnej już dziś pomocy będzie koordynować asystent ds. rodziny. W praktyce jedynym konkretem i nowością projektu szumnie nazywanego programem jest jednorazowa jałmużna w kwocie 4 tys. zł. W sam raz na wózek i kilkumiesięczny zapas pampersów. Bo o pomocy w opłaceniu koniecznej niejednokrotnie ponadstandardowej rehabilitacji czy leczeniu dziecka mowy przy takiej kwocie nie ma.Cała reszta to ogólniki.

Niestety w obecnej wersji proponowane rozwiązania wyglądają raczej na słaby zabieg marketingowy, mający na celu podreperowanie mocno zniszczonego wizerunku PiS jako partii pro life. I chociaż minister Rafalska zapowiada, że program "Za życiem" to dopiero pierwszy krok w budowie kompleksowego systemu pomocy (którego możemy spodziewać się do końca roku), to w takim razie nie sposób nie zadać pytania - po co ta cała szopka z szumną nazwą "Program za życiem"? Póki co, ani to program, ani szczególnie "za życiem". Jeśli już to poza życiem. W takim sensie, że totalnie oderwany od rzeczywistości i codziennych problemów osób dotkniętych niepełnosprawnością swoją lub swoich bliskich.

Ale poczekajmy - PiS ma jeszcze 3 lata na zakazanie lub ograniczenie legalnego zabijania dzieci w Polsce i stworzenie programu realnej, systemowej pomocy dla osób niepełnosprawnych (nie tylko dzieci do 18 roku życia, bo - być może politycy o tym nie wiedzą, ale choroba nie znika za magiczną granicą 18. urodzin). Czy partia rządząca wykorzysta ten czas? Czy w dalszym ciągu będzie praktykować grę pozorów?

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.