Elisa Lardani zmarła po porodzie. Osierociła czworo dzieci. W trumnie leżała w białej sukni. „To dzień zaślubin mojej żony z Jezusem” – mówił Luca Marchi, trzymając kilkudniową Magdalenę na rękach.
Czarne, duże oczy, lśniący uśmiech. Elisa całuje główkę właśnie urodzonej Magdaleny. To jedyne kilka sekund, jakie dziewczynka spędza w ramionach mamy. Ten moment uwiecznił na zdjęciu tata. Nie przypuszczał, że znajdzie się ono na pierwszych stronach gazet. Madzię odebrano mamie – dziewczynka zaczęła tracić przytomność, a jej mama mocno krwawić. Na oddziale położniczym szpitala Santa Maria della Stella w Orvieto rozegrał się dramat, którego nikt się nie spodziewał. Niemowlę uratowano – mimo że serce dziewczynki stanęło na 10 minut. Jej mama nie przeżyła krwotoku. Miała 37 lat. „Oddała życie za dziecko. Nie ma większej miłości – powiedział rok po śmierci Elisy bp Benedetto Tuzia, ordynariusz diecezji Orvieto-Todi. – Elisa Lardani i jej mąż są dzisiaj dla nas drogowskazem. Gotowi na wszystko dla Pana i z miłości”. W szpitalu Santa Maria della Stella między oddziałami ginekologii i kardiologii biskup poświęcił właśnie salę im. Elisy Lardani-Marchi. Powstało też założone przez jej męża stowarzyszenie „Corpo dato per amore” (Ciało oddane z miłości). Dzięki niemu wiele matek odstąpiło od aborcji, posklejało się sporo małżeństw.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek