Jeśli chce się chronić życie, trzeba działać. Jeśli chce się usunąć życie, trzeba przestać myśleć.
Ustawa o planowaniu rodziny wprowadziła w 1993r. kilka wyjątków, pozwalających na przeprowadzenie aborcji, a więc - pisząc wprost - pozbawienie życia rosnącego, rozwijającego się człowieka.
Czytając podobne zdanie, można pytać dalej: co jest zatem potrzebne, by móc przeprowadzić aborcję? Z jednej strony jest to oczywiście prawo: pozwala ono działać. Konieczne jest ponadto posiadanie dyplomu lekarza i specjalizacji z ginekologii i położnictwa. Dr Wanda Półtawska ironicznie stwierdziła kiedyś, że aborcja to wyjątkowe zabójstwo. By je legalnie przeprowadzić, trzeba być bowiem wykształconym. Pojawić się musi również jeszcze jeden konieczny element. Jest nim "zapomnienie". Lekarz, by podjąć działania dążące do uśmiercenia dziecka, musi podchodzić do działania całkowicie wyłączając emocje. Wiedza dotycząca rozwoju dziecka wewnątrz organizmu matki musi być w podobnej chwili skierowana na dalszy plan. Nie można używać słów takich, jak życie, śmierć, dziecko. Zastępuje się je określeniami: rozwój, płód, terminacja ciąży lub indukcja poronienia. Tylko w podobnej sytuacji pojawia się zdolność do pozbawienia kogoś życia - kogoś, kogo w tym wypadku już nie ma w świadomości. Dokładnie stan ten pokazuje jedna ze scen filmu "October Baby". Położna, rozmawiając z młodą kobietą, która przeżyła aborcję, mówi, że nie miała pojęcia, że przed urodzeniem mówimy o dziecku. Była pewna, że to tylko "zbiór tkanek".
Podobne refleksje ukazują smutną prawdę. Każde prawo zezwalające na aborcję - nawet w pewnych tylko okolicznościach - nieuchronnie demoralizuje społeczeństwo. Z czasem pojawia się bowiem pogląd, wedle którego przerwanie ciąży to nie jest zabicie człowieka, gdyż jest to....przerwanie ciąży. Okazuje się również, że pozbawienie życia dziecka z zespołem Downa to nic złego, więcej - to gest miłosierdzia. I wreszcie dochodzi się do wniosku, że w przypadku aborcji, będącej następstwem czynu karalnego, w zasadzie pominąć możemy refleksje na temat samego dziecka. Aborcja ma zlikwidować cierpienie kobiety (z całą pewnością niepojęte). O cierpieniu po aborcji nikt jednak nie mówi, no może poza.....Wikipedią, która dokładnie opisuje jej negatywne konsekwencje.
Aborcja w polskim porządku prawno-medycznym zawsze była ewenementem. To bowiem jedyna procedura medyczna, której zastosowanie kończy życie jednego z pacjentów. Ironia polega na tym, że owego pacjenta wpierw chroniono: mamie zakazywano noszenia ciężarów, nie można było użyć znieczulenia u dentysty, zdjęcie RTG było wykluczone. Diagnoza określonego zespołu genetycznego wszystko zmienia: powoduje, iż mentalnie pojawia się zgoda na zakończenie życia dziecka, na zakończenie ciąży, na aborcję.
Podobne absurdy jest w stanie zmienić tylko pełna prawna ochrona życia od chwili poczęcia. W Polsce wiele osób odróżnia na poziomie mentalnym człowieka przed i po narodzeniu. Myśląc w podobny sposób, warto uświadomić sobie pewną rzecz. Osoby, które urodziły się przed 1993r. śmiało mogą nazywać się ocaleńcami. Czemu? Gdyż ich Mamy nie uwierzyły, że dzieci, które pod sercem noszą to tylko płody, których usunięcie nie było żadnym problemem.
dr Błażej Kmieciak, Centrum Bioetyki Instytutu Ordo Iuris