Mama świeciła mi w oczy stuwatową żarówką i nic, żadnej reakcji – opowiada Błażej Kmieciak.
Gdy się urodził, lekarze stwierdzili, że będzie ciężko upośledzony fizycznie i umysłowo. – Uraz okołoporodowy – orzekli. I rzeczywiście mały Błażej przez pierwsze 4 lata życia był całkowicie niewidomy. Diagnoza: zanik nerwów wzrokowych. To znaczy, że nerwów wzrokowych prawie nie ma, a to, co jest, zanika. Prognozy mówiły dodatkowo o innych, postępujących uszkodzeniach układu nerwowego. Miał dopiero 2 latka, gdy zaczął chodzić. Nic nie widział, więc mama kierowała jego krokami. Była nauczycielką i intuicyjnie wiedziała, że musi stymulować układ nerwowy synka, żeby „obudzić” jego mózg. W ciężkich czasach stanu wojennego zdobywała dla niego klocki, zabawki, żeby mógł je poznawać przez dotyk. Zaczął widzieć w wieku 4 lat. – Miałem okropny oczopląs, mój wzrok jakby non stop dostrajał się do prawidłowego widzenia. Długo chodziłem z mocno przekrzywioną głową. Do dziś mi się to zdarza – śmieje się Błażej. Wspomina, że w wieku 7–8 lat dopadł go straszliwy lęk, że któregoś dnia obudzi się i nie będzie nic widział. Wtedy stało się coś, co zmieniło jego życie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała