Mimo „zamachu stanu” dokonanego przez PiS, jeszcze do połowy 2017 roku większość składu sędziów Trybunału Konstytucyjnego będzie pochodziłA z rekomendacji poprzedniego parlamentu.
Przyjęta 19 listopada ustawa, która umożliwiła posłom PiS wybór pięciu nowych sędziów TK, wywołała wiele protestów dotyczących zarówno treści, jak i tempa jej uchwalenia. Były prezes Trybunału prof. Jerzy Stępień mówił wręcz o zamachu stanu i przyrównywał Polskę do Białorusi, a prof. Andrzej Zoll w głośnym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” ogłosił koniec państwa prawa. Sytuacja jest niewątpliwie skomplikowana (choć nie aż tak dramatyczna), ale nie tylko z powodu decyzji posłów PiS. Obecny kryzys konstytucyjny ma źródło w złamaniu prawa przez poprzednią większość sejmową, czyli PO, PSL i SLD. Takiego zdania jest praktycznie całe środowisko prawnicze, choć nie wszyscy głośno o tym mówią. Ale np. prof. Robert Hernand, zastępca prokuratora generalnego (wciąż niezależnego), w oficjalnej opinii dla Trybunału uznał za niekonstytucyjny zapis ustawy z 25 czerwca, który umożliwił poprzedniemu Sejmowi wybór dwóch sędziów TK w miejsce tych, których kadencje wówczas wciąż trwały.
Nie ma więc powodów do paniki, bo nie zmieniła się kluczowa pozycja Trybunału ani jego funkcja. Co więcej, aż do 2017 roku większość sędziów tworzących gremium rozstrzygające o zgodności ustaw z konstytucją będzie pochodziło z wyboru poprzedniego parlamentu. Nie ma też ryzyka, że skład będzie niekompletny lub że sędziów uprawnionych do orzekania będzie nie 15, a 20.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko