Jednym z ubocznych skutków obecnego kryzysu imigracyjnego jest zjawisko masowego nawrócenia zachodnich polityków.
25.09.2015 15:41 GOSC.PL
Gdy słucha się liderów państw od lat unikających jakichkolwiek identyfikacji z duchowym dziedzictwem naszego kontynentu… aż chce się westchnąć: nareszcie. Z ust nie schodzą im słowa „chrześcijaństwo”, „miłosierdzie”, „bliźni”. Chadecy przypomnieli sobie o Bogu, socjaldemokraci o solidarności. Przywódcy Europy na wyścigi chcą wszystkich rozliczać z przyzwoitości, moralności i etyki.
Zaczynam się nawet obawiać, czy zachowywany jest właściwy dystans między państwem a Kościołem. Zwłaszcza, gdy jego głowa traktowana jest powszechnie jako autorytet, także w sprawach nie dotyczących wiary, ale porządku społecznego i polityki. Uściślając: papież może mylić się (a wręcz myli się z pewnością) w sprawach ochrony życia czy nierozerwalności małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Jest natomiast nieomylny, gdy proponuje konkretne rozwiązania problemu uchodźców.
Dziwny jest ten świat. Politycy mówią jak kaznodzieje, duchownych (i wiernych) odsyła się do konkretnej roboty. Dotąd ci drudzy mówili o niebie, ale pierwsi o chlebie. Teraz liderzy unijni unoszą się moralnie i wystawiają etyczne cenzurki. Kościół ma natomiast zadbać o kąt, wikt i opierunek dla przybyszów. Gdy czyta się medialne relacje o naszych, krajowych przygotowaniach na przyjęcie uchodźców, dotyczą one głównie działań Caritasu, parafii oraz organizacji charytatywnych.
I bardzo dobrze, że ktoś myśli o tym, co lada moment może się zdarzyć. Nie można przecież wykluczyć, że już wkrótce Dworzec Centralny będzie wyglądał jak budapeszteński Keleti. Wolałbym jednak, aby w związku a tym ludzie odpowiedzialni za chleb porzucili już igrzyska. Aby przestali mówić o powinnościach i człowieczeństwie, a zajęli się konkretną robotą.
Podczas trwającej w podkrakowskich Tomaszowicach konferencji o roli Kościoła katolickiego w procesie integracji europejskiej do zebranych przemówił (z telebimu) Jean-Claude Juncker. Szef Komisji Europejskiej poinformował nas, że właśnie zdajemy test z naszej solidarności, a to, co się w tej chwili dzieje, to dopiero rozgrzewka do właściwej części testu. Misję kaznodziejską wykonał: pouczył i pogroził. Po czym pożegnał słuchaczy frywolnym: „bye, bye”.
Piotr Legutko