W niedzielę zostanę w domu, ponieważ nie jestem marionetką. I nie muszę brać udziału w tym przedstawieniu.
02.09.2015 15:30 GOSC.PL
Publicysta „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński dwoi się i troi, by znaleźć argumenty na rzecz głosowania w referendum, które czeka nas w niedzielę 6 września. Zdaje sobie sprawę z tego, że to trudne zadanie: kampanii referendalnej prawie nikt nie prowadzi, a jeśli już, to pod jej płaszczykiem przygotowuje się raczej do wyborów parlamentarnych. Samą decyzję o rozpisaniu referendum nazywa „jedną z największych porażek Bronisława Komorowskiego”. Podkreśla, że jego sens jest wątpliwy, a pytania nieprecyzyjne. A mimo to nawołuje do głosowania, sięgając po bardzo emocjonalny - to ewenement w publicystyce tego stroniącego od emfazy autora - wręcz zobowiązujący argument: - Pozbawienie się możliwości zabrania głosu w tak ważnej sprawie (…) to kpina z wolności, za którą nieraz w zeszłym wieku przelewano krew. Dziś nikt nie wymaga od nas oddawania życia, wystarczy pójść i oddać głos - pisze Szułdrzyński.
Różne są definicje wolności. Można na przykład za Heglem uważać, że „wolność to uświadomiona konieczność”. W jej myśl trzeba wiedzieć o konieczności pójścia do referendum, a gdy się już pójdzie, można - w pełnej wolności - odpowiedzieć „tak”, lub „nie”. Na trzy pytania, z których, jak trafnie zauważył Krzysztof Szczerski, jedno jest niekonstytucyjne, drugie głupie, a trzecie nieaktualne. A potem powiedzieć samemu sobie: świadomy praw i obowiązków wynikających z posiadania polskiego obywatelstwa odbyłem demokratyczny rytuał, z którego i tak w praktyce nic nie będzie wynikało.
Mi jednak bliższa jest definicja wolności, przedstawiona przez Lorda Actona. - Przez wolność rozumiem stan gwarantujący każdemu człowiekowi ochronę w czynieniu tego, co uważa za swój obowiązek, przed presją władzy, większości, obyczaju i opinii - pisał angielski filozof. Piękne hasło, które swoją drogą dedykuję wszystkim przeciwnikom sprzeciwu sumienia. Jestem wolny, gdy mogę robić to, co jest dobre: ale i nie jestem wolny, gdy muszę robić to, co uważam za złe. I w tej wolności wybieram, by 6 września zostać w domu.
Nie twierdzę, że niedzielne głosowanie będzie złe. Ale i nie będzie dobre. To referendum jest bowiem jednym wielkim fałszem. Jest zepsute u korzenia, bowiem wynika z wyjątkowo niskiej motywacji - przechwycenia przez Bronisława Komorowskiego w II turze głosów osób, które w pierwszej głosowały na Pawła Kukiza. Nie zgadzam się z Szułdrzyńskim, że „dwa pierwsze pytania dotyczą naprawdę ważnych zagadnień” - zarówno JOWy, jak i sposób finansowania partii politycznych to kwestie techniczne, w dodatku obie kwestie zostały tak sformułowane, by umożliwić taką zmianę w prawie, po której i tak wszystko pozostanie po staremu. Ich postawienie nie wynikało z głębokiej troski o dobro wspólne, ale z chęci populistycznego przyłożenia konkurencji: wiadomo przecież, że PiS jest przeciwny zarówno JOWom, jak i zniesieniu finansowania partii z budżetu, które to kwestie podobają się wielu Polakom - zresztą bardzo często nieświadomym istoty różnych systemów wyborczych, czy polskiego sposobu dotowania i subwencjonowania stronnictw politycznych. W celu wyborczego zwycięstwa prezydent Komorowski uruchomił mechanizm, który kosztuje nas 100 mln złotych i niejako zmusza miliony Polaków do pójścia do urn.
6 września nie idę głosować, bo nie jestem marionetką, którą były już prezydent, czy politycy jego partii, w senacie przyklepujący to bzdurne referendum, zmuszą do tańczenia. Tym bardziej, że prawdopodobna niska frekwencja uczyni je niewiążącym - tu leży też zasadnicza różnica między udziałem w tym plebiscycie, a wyborami, w których i tak zawsze ktoś wygra. Wolę zostać w domu, niż oddać nieważny głos (co według Szułdrzyńskiego wchodzi w rachubę), bo głos nieważny wpływa pozytywnie na frekwencję, a to z kolei świadczy o skuteczności zagrywki Komorowskiego. Nie głosując pokazuję, że nie zgadzam się na przedmiotowe traktowanie przez polityków obywateli i demokratycznych narzędzi, które służą do podejmowania decyzji, a nie do międzypartyjnych rozgrywek.
Stefan Sękowski