Szef CBA opowiadał, jak to z budką było

Posłowie PO i PiS odmiennie oceniają wyjaśnienia, które szef CBA Paweł Wojtunik złożył we wtorek przed speckomisją w sprawie przypisywanej mu wypowiedzi nt. podpalenia budki przed rosyjską ambasadą. Posłów PiS Wojtunik nie przekonał, PO zapewnia o pełnym zaufaniu do szefa Biura.

Wojtunik rozmawiał z posłami z sejmowej komisji ds. służb specjalnych na temat publikacji tygodnika "Do Rzeczy", który 18 maja opisał rozmowę (miała zostać podsłuchana 5 czerwca 2014 r.) szefa CBA z ówczesną wicepremier, minister infrastruktury i rozwoju Elżbietą Bieńkowską. Według pisma Wojtunik miał zasugerować, że ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz zlecił policjantom spalenie budki przed rosyjską ambasadą podczas Marszu Niepodległości w 2013 r.

Wojtunik - zarówno wcześniej, jak i we wtorek - podkreślał, że jest to "bzdurna interpretacja" jego wypowiedzi. "Nigdy takich słów nie wypowiedziałem. Wydaje mi się, że ta kwestia powstała tylko na podstawie pewnego opisu tej rozmowy zawartego w tygodniku 'Do Rzeczy', a po odsłuchaniu treści nagrania ciężko znaleźć uzasadnienie dla takiej tezy. Jest to totalna bzdura, totalny absurd. Nigdy takie słowa z moich ust nie padły. Nigdy też nie wypowiedziałem jakichkolwiek słów, aby minister Sienkiewicz zlecił jakiekolwiek nielegalne działania, w szczególności podpalenie jakiejkolwiek budki" - powiedział we wtorek szef CBA dziennikarzom w Sejmie.

Beata Mazurek (PiS) powiedziała po obradach komisji, które toczyły się za zamkniętymi drzwiami, że zadaje sobie pytanie, "kto w tej sprawie chce coś ukryć". "Generalnie mnie wyjaśnienia pana ministra Wojtunika w kontekście ujawnionych taśm kompletnie nie przekonują i tak naprawdę niczego nie wyjaśniają" - oceniła.

Z kolei przewodniczący komisji Marek Biernacki (PO), który do dziennikarzy wyszedł razem z szefem CBA, podkreślał, że ma pełne zaufanie do Wojtunika.

"Ubolewam nad tym, że wywołało to takie negatywne skutki również dla interesu państwa, ale to pytanie raczej nie do mnie, ale do osób, które takiej interpretacji w tych słowach się doszukiwały" - powiedział szef CBA.

"Do Rzeczy" opublikowało fragmenty rozmowy, która miała zostać podsłuchana 5 czerwca 2014 roku w restauracji "Sowa i Przyjaciele". Według tygodnika Wojtunik miał powiedzieć w rozmowie z Bieńkowską: "Widzisz, ale facet nauczył ich (Sienkiewicz - PAP), że on dzwoni i on im rozkazuje. I tak samo poszli, spalili budkę pod ambasadą, bo minister osobiście wymyślił taką... wiesz z takiego...".

We wtorek szef CBA tłumaczył, że mówiąc "poszli i spalili", miał na myśli "całość manifestacji, tłum, który się gdzieś tam przemieścił, a w wyniku tego spłonęła budka". "Te słowa niewłaściwie są interpretowane" - zaznaczył.

Również Sienkiewicz tuż po publikacji "Do Rzeczy" określił informację, jakoby miał zlecać podpalenie budki przed rosyjską ambasadą jako "bzdurę i absurd".

We wtorek Biernacki zauważył, że nagrania z rozmowy Wojtunika z Bieńkowską miało nie być, a tymczasem pojawiła się publicznie. "Możemy podejrzewać, że w tym okresie do wyborów kolejne taśmy będą pojawiały się w chmurach, a później w mediach" - ocenił Biernacki. Zapowiedział też, że następne spotkanie speckomisji z prokuratorami ws. afery taśmowej odbędzie się w lipcu.

Biernacki mówił, że ujawnione nagrania dotyczą polityków, podczas gdy celem nagrań byli głównie biznesmeni. "Jak dotąd nie pojawiły się żadne informacje w obiegu publicznym dotyczące sfery biznesowej, więc obawiam się, że te materiały gdzieś żyją, służyły też do różnego typu nielegalnej działalności gospodarczej" - powiedział przewodniczący speckomisji.

Wiceszef komisji Stanisław Wziątek (SLD) ocenił, że mało prawdopodobne wydaje się, że do podpalenia budki miało dojść z inspiracji Sienkiewicza. Ważniejsze zdaniem Wziątka są doniesienia na temat poruszonych w podsłuchanej rozmowie wątków dotyczące ewentualnych nieprawidłowości w ministerstwach i spółkach Skarbu Państwa, szczególnie dotyczących umów z doradcami zewnętrznych. "Ta słynną budka pod ambasadą, to - przepraszam za określenie - jest Pikuś, albo Pan Pikuś, na pewno małe piwo" - ocenił Wziątek.

Zastępca prokuratora generalnego Marzena Kowalska powiedziała dziennikarzom, że w sprawie tzw. afery taśmowej jest obecnie prowadzonych pięć postępowań. Główne - dotyczące nagrywania, a potem upublicznienia rozmów nagranych w dwóch warszawskich restauracjach - toczy się w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga.

W czerwcu 2014 r. prokuratura postawiła zarzuty zlecania podsłuchów biznesmenom Markowi Falencie i Krzysztofowi Rybce oraz Łukaszowi N. i Konradowi L. - kelnerom pracującym w restauracjach, w których dokonywano podsłuchów. Falenta nie przyznał się do tych zarzutów i zapewniał, że jest niewinny.

Pozostałe cztery postępowania, które - jak powiedziała Kowalska - "są niejako pokłosiem tego głównego postępowania", są prowadzone w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Toczą się w sprawie, nikomu nie postawiono zarzutów. "W tej chwili wszystkie postępowania są wszczęte na podstawie zawiadomień złożonych przez osoby prywatne i uzupełnione materiałem zgromadzonym w głównym śledztwie" - powiedziała prokurator.

"Obecnie prokuratura dysponuje nośnikami, które dotyczą 21 spotkań, natomiast wiemy, że tych spotkań było więcej. Status pokrzywdzonego ma kilkadziesiąt osób" - poinformowała.

Kowalska powiedziała też, że główne śledztwo w Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga jest przedłużone do 17 czerwca, ale na pewno nie zakończy się w tym terminie. "Oczekujemy na realizację wniosku o pomoc prawną ze Stanów Zjednoczonych i wiemy już, że odpowiedź na nasz wniosek rekwizycyjny nie wpłynie do tej daty, więc na pewno śledztwo będzie przedłużone. Trudno jest mi powiedzieć, kiedy to śledztwo będzie zakończone" - powiedziała.

Jak powiedział PAP rzecznik tej Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak, najnowsze z prowadzonych postępowań dotyczy wypowiedzi Wojtunika na temat podpalenia budki przed ambasadą.

Inne postępowanie dotyczy ewentualnego przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy CBA i ABW, którzy mieli dostać informację o nielegalnych podsłuchach od Falenty, ale nie zareagowali w sposób odpowiedni. O tym śledztwie Kowalska powiedziała, że wymaga ono analizy dokumentacji źródłowej i uzyskania stanowiska szefów służb, czy to procedowanie było prowadzone w sposób prawidłowy. Wojtunik z kolei zapewnił, że w jego przekonaniu funkcjonariusze Biura nie popełnili w tej sprawie żadnego błędu, tym bardziej żadnego przestępstwa. "Mam do nich pełne zaufanie i mam nadzieję, że również prokuratura wreszcie te kwestie wyjaśni. Oceniam działanie funkcjonariuszy tutaj jako bardzo skrupulatne i profesjonalne" - powiedział szef CBA.

Rzecznik warszawskiej prokuratury poinformował, że od lutego 2015 r. prowadzi ona również śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez ówczesnego szefa MSW i innych funkcjonariuszy publicznych "w związku z podejmowanymi działaniami zmierzającymi do obniżenia wartości akcji spółki Mennica Polska SA". We wrześniu 2014 r. prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie, ale zażalenie na tę decyzję złożył pełnomocnik spółki, a sąd nakazał przeprowadzić postępowanie. Wątek Mennicy Polskiej pojawił się w podsłuchanej rozmowie Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką.

Nowak wymienił też śledztwo ws. pozyskania urządzeń podsłuchowych zamontowanych w stołecznej restauracji "Różana", które zostały odnalezione przed spotkaniem ministrów obrony Polski i Holandii 1 kwietnia 2015 r.

Część wątków sprawy podsłuchów została już wcześniej umorzona.

We wrześniu 2014 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła wątek sprawy dotyczący rozmowy Sienkiewicza z Belką. Prokuratura uznała, że żaden z funkcjonariuszy publicznych nie przekroczył uprawnień; brak jest "jakiegokolwiek dowodu" na ich nieformalne porozumienie w celu naruszenia niezależności NBP.

« 1 »