Wojsko postanowiło kupić śmigłowce do wszystkiego. W kontrowersyjnym przetargu zdecydowało się na takie, które i tak nie spełniają wszystkich wymogów.
Konflikt na Ukrainie pokazał, jak istotna jest modernizacja polskiego wojska. Do 2022 roku mamy wydać na zakupy broni ok. 90 mld złotych. Jednym z istaotniejszych nowych nabytków mają być nowoczesne śmigłowce, które zastąpią wysłużone maszyny sowieckiej produkcji, z których najstarsze mają po 40 lat. 21 kwietnia Ministerstwo Obrony Narodowej ogłosiło, że do testów praktycznych zostanie dopuszczona jedna maszyna: H225M Caracal, produkowana przez francuską firmę Airbus Helicopters. Jeśli próby się powiodą, polskie wojsko ma za 13 mld złotych kupić 50 śmigłowców wielozadaniowych tego typu. Po co nam właściwie nowe śmigłowce? Stare nie spełniają już wymogów nowoczesnego pola walki. A polskie wojsko stawia na uniwersalność. Przetarg rozpisany przez MON dotyczy helikopterów wielozadaniowych, co oznacza, że jedna maszyna ma mieć, w razie potrzeby, możliwość pełnienia wielu funkcji. Ministerstwo interesują cztery cechy. Po pierwsze nowe śmigłowce mają transportować żołnierzy z miejsca na miejsce. Ponadto mają służyć do celów poszukiwawczo-ratunkowych podczas walki. Taki pojazd przydaje się na przykład, gdy wróg zestrzeli samolot, zaś pilot się katapultuje – wówczas wysyłany jest śmigłowiec, który ma go odnaleźć. Inną ważną cechą helikopterów ma być możliwość walki z łodziami podwodnymi. Takie pojazdy, wyposażone w bomby głębinowe i ciężkie sonary służące do namierzenia okrętu, startują albo z brzegu, albo też mogą lądować na statkach wojskowych. I na koniec: MON zażyczył sobie także, by śmigłowce mogły przewozić i wspierać wojska specjalne, np. komandosów. Ze względu na specyfikę ich pracy, np. konieczność latania w nocy w taki sposób, by nie zostać zauważonym, tego rodzaju helikopter potrzebuje innego wyposażenia niż zwykły transportowiec.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stefan Sękowski