Francuskie lotnictwo we wtorek poderwało myśliwiec Mirage w rejon francuskich Alp, w którym z radarów zniknął samolot linii Germanwings, ale odrzutowiec dotarł na miejsce zbyt późno, by pomóc tej maszynie - poinformował w środę rzecznik sił powietrznych.
Samolot Mirage 2000 wystartował kilka minut po tym jak okazało się, że airbus A320 ma problemy i udał się na miejsce, w którym maszyna po raz ostatni była widziana na radarach. Dotarł tam jednak dopiero po katastrofie maszyny.
Rzecznik sił powietrznych wyjaśnił, że myśliwiec nie ustalił, gdzie rozbił się samolot tanich niemieckich linii. Szczątki maszyny porozrzucane w skalistym wąwozie odnalazły później francuskie śmigłowce.
Według niemieckiego ministra spraw wewnętrznych Thomasa de Maiziere'a "nie ma mocnych dowodów na to, że do katastrofy celowo przyczyniły się osoby trzecie". W Berlinie minister zaapelował do mediów, by powstrzymały się przed spekulowaniem na temat przyczyn tragedii.
Szef francuskiego MSW Bernard Cazeneuve wcześniej mówił, że w celu wyjaśnienia przyczyn katastrofy zbadane muszą zostać wszystkie opcje, ale atak terrorystyczny nie jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem.
W siedzibie Lufthansy, spółki-matki Germanwings, szefowie, piloci i inni pracownicy uczcili minutą ciszy pamięć 150 ofiar wypadku. Szef firmy Carsten Spohr, który sam jest pilotem, powiedział, że obecnie priorytetem jest pomoc bliskim ofiar wypadku."Jest dla nas niewytłumaczalne, jak taka tragedia związana z wysokością przelotową mogła spotkać samolot, który był w dobrym stanie technicznym i który sterowali dwaj przeszkoleni przez Lufthansę piloci" - oświadczył.
Lecący z Barcelony do Duesseldorfu Airbus A320 Germanwings rozbił się we wtorek przed południem w trudno dostępnym rejonie we francuskich Alpach. Na pokładzie znajdowało się 150 osób, w tym sześciu członków załogi; nikt nie przeżył katastrofy.
Germanwings ogłosił w środę, że na pokładzie było co najmniej 72 Niemców, w tym 16 licealistów wracających z tygodniowej wymiany językowej, a także 35 Hiszpanów. Z najnowszych informacji władz w Madrycie wynika, że do Duesseldorfu leciało co najmniej 49 Hiszpanów. Według napływających wciąż danych samolotem podróżowało również po dwóch Amerykanów, Australijczyków, Argentyńczyków, Irańczyków, Wenezuelczyków, a także obywatele Wielkiej Brytanii, Holandii, Kolumbii, Meksyku, Japonii, Danii, Belgii i Izraela.
Jeszcze w środę na miejsce katastrofy przybędą prezydent Francji Francois Hollande, kanclerz Niemiec Angela Merkel i premier Hiszpanii Mariano Rajoy. Ma dojść do ich spotkania.
W Hiszpanii flagi na budynkach rządowych zostały opuszczone do połowy masztów. Minutą ciszy uczczono pamięć zabitych; odwołano sesję parlamentu w Madrycie. W barcelońskiej operze Liceu oddano hołd śpiewakom, którzy byli na pokładzie feralnego lotu. Oleg Bryjak i Maria Radner w ubiegły weekend występowali na scenie Liceu.
W środę rano na miejsce wróciły śmigłowce ze śledczymi. Rzecznik francuskiego MSW Paul-Henry Brandet, który leciał helikopterem nad miejscem wypadku, powiedział, że szczątki maszyny "są tak małe i błyszczące, że przypominają płatki śniegu na zboczu góry".
Trwa śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy. Na razie odnaleziono jedną z dwóch czarnych skrzynek. Rejestrator rozmów w kokpicie został uszkodzony, ale nadal może być wykorzystany do badań.
Maszyna miała 24 lata. Samolot rozbił się na wysokości ok. 2 tys. metrów n.p.m., w miejscowości Meolans-Revel. Samolot zniknął z radarów niedaleko miejscowości Barcelonnette.
Mieszkańcy pobliskiej miejscowości Seyne-les-Alpes zaoferowali, że mogą przyjąć pogrążonych w żałobie bliskich ofiar; w okolicy wszystkie hotele są już pełne.