Prezydent zarejestrował swoją kandydaturę jako pierwszy. Mimo, że złożył podpisy jako drugi.
19.03.2015 09:49 GOSC.PL
Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała już jednego kandydata na prezydenta. Jest nim urzędująca głowa państwa. Komitet Wyborczy Bronisława Komorowskiego przedstawił PKW 13 marca 250 tys. podpisów z poparciem – komisja zatwierdziła je 18 marca.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, który zauważył serwis Pikio.pl – dwa dni przed Komorowskim podpisy złożył komitet wyborczy Janusza Korwin-Mikkego. Było ich mniej, bo 200 tys., a mimo to PKW liczy je i liczy. Pewnie się doliczy, ale w Polskę pójdzie informacja, że Bronisław Komorowski jako pierwszy został uznany oficjalnie za kandydata startującego w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Niby kwestia nieistotna, ale w czasach, gdy, mówiąc Markiem Raczkowskim, opinią publiczną co rusz wstrząsa seria wydarzeń pozbawionych znaczenia, fakt zatwierdzenia kandydatury może urosnąć do rangi prestiżowego zwycięstwa, wałkowanego przez przez media przez kolejne dni.
Od ostatnich wyborów samorządowych powątpiewam w kompetencje Państwowej Komisji Wyborczej, toteż nie zdziwiłbym się, gdyby podpisy Komorowskiego liczono z dużą dozą zaufania, natomiast w przypadku podpisów innych kandydatów stosowano strajk włoski, doszukując się najdrobniejszych błędów w peselu, literówek w adresach, a nawet zatrudniono grafologa, by porównał podpisy w poszukiwaniu ewentualnych fałszerstw. Przecież to nie byłaby nowość: cztery lata temu w ten sposób w przedbiegach odpadło w Warszawie kilku kandydatów startujących w wyborach do senatu.
Bo czy można sobie wyobrazić, że nawet jeden etap wygra jakiś Janusz Korwin-Mikke? O wiele ładniej to wygląda, gdy pierwszym zostaje Pierwszy.
Stefan Sękowski