Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał, że obrońcy życia swoimi protestami pomówili szpital Pro-Familia, narażając tę placówkę i pracujące w niej osoby na utratę zaufania potrzebnego dla prowadzonej działalności leczniczej. Nie wytłumaczył jednak, na czym konkretnie polega ich wina i gdzie złamali prawo.
Sędzia Janusz Sternalski umorzył warunkowo postępowanie wobec oskarżonych Przemysława Sycza i Jacka Kotuli na dwa lata – na okres próby. W praktyce oznacza to, że przez ten czas nie mogą oni organizować pikiet protestacyjnych. Inaczej postępowanie zostanie odwieszone. Działacze rzeszowskiego oddziału Fundacji Pro – Prawo do Życia mają również zapłacić po 8 tysięcy złotych na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, a także 996 zł na rzecz oskarżyciela prywatnego (czyli szpitala Pro-Famila), jako zwrot poniesionych kosztów sądowych. Ponadto sędzia orzekł również przepadek na rzecz Skarbu Państwa trzech zatrzymanych w ubiegłym roku przez policję banerów antyaborcyjnych. Cała historia mogła zakończyć się dla obrońców życia gorzej, ponieważ pełnomocnik szpitala domagał się dla nich kary więzienia. Wyrok, z uwagi na zawarte w nim sprzeczności, budzi mnóstwo wątpliwości. A jeśli weźmiemy pod uwagę argumenty sędziego z jego uzasadnienia, to wątpliwości przechodzą w stanowczy sprzeciw.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mariusz Majewski