Nie tylko Niemcy powinni nam płacić reparacje za II wojnę światową. Zadośćuczynienia powinniśmy się domagać także od Rosjan, Litwinów, Białorusinów, Ukraińców, Słowaków i Czechów.
30.09.2014 10:08 GOSC.PL
Grzegorz Kostrzewa-Zorbas przekonuje na łamach „W Sieci”, że możemy domagać się od Niemiec reparacji za zniszczenia materialne podczas II wojny światowej, w wysokości 845 mld dolarów. Mamy do tego nie tylko moralne prawo – ponoć tak naprawdę nigdy nie zrezygnowaliśmy z naszych roszczeń. Gdyby głębiej poszperać mogłoby się okazać, że mamy także prawo odzyskać Lwów, Wilno i Zaolzie. Co więcej, przynajmniej moralnie wolno nam domagać się też reparacji za Potop Szwedzki, Tatarów Krymskich można by zaś zmusić do odszkodowań dla rodzin i potomków osób wziętych w jasyr.
Być może „W Sieci” zdecydowało się opublikować „sensacyjne wyniki śledztwa” dowiedziawszy się, że niemiecka armia jest w rozsypce i że naszym zachodnim sąsiadom brakuje części zapasowych do remontu samolotów wojskowych i wozów bojowych. Niemcy mają nieszczęście, że ich sprzęt jest w takim stanie dopiero teraz, bo gdyby jeździli starymi rzęchami w 1944 roku, na Tygrysy starczyłyby visy i nie musieliby dziś obawiać się spłaty ogromnych reparacji, przynajmniej za zniszczenie Warszawy. Co prawda Stanisław Janecki na portalu wPolityce.pl przekonuje nas, że Bundeswehra blefuje po to, by jako NATO-wski sojusznik nie musiała nam pomagać w razie konfliktu z Rosją, ale nawet jeśli w rzeczywistości Niemcy są nadal uzbrojeni po zęby, to zawsze mamy w zanadrzu nieodpartą broń w postaci pozwów do międzynarodowych trybunałów.
Podpisy pod dokumentami, a tym bardziej ich brak, są w końcu najskuteczniejszym argumentem w relacjach między państwami. Tak było przecież z deklaracją polsko-niemiecką o niestosowaniu przemocy z 1934 roku i z paktem o nieagresji między Polską a ZSRR z 1932 roku. Sporo o wartości umów międzynarodowych mogą powiedzieć także obywatele Ukrainy, której integralność terytorialną chroni memorandum budapeszteńskie. Cała więc nadzieja w tym, że w końcu jakiś międzynarodowy trybunał uzna, że Polska nie zarejestrowała w ONZ zrzeczenia się odszkodowań od Niemiec – i że to wystarczy, by uznać zrzeczenie się za niebyłe. Wówczas trzeba będzie tylko wysłać do RFN odpowiedni numer konta, niemiecki minister finansów dokona przelewu i historyczne krzywdy zostaną wyrównane, przynajmniej w zakresie materialnym. I powinniśmy się pospieszyć - wojna za naszą wschodnią granicą to najodpowiedniejszy moment, by 75 lat po II wojnie światowej domagać się reparacji od naszego sojusznika w NATO.
Potem już tylko wystawimy odpowiedni rachunek Litwinom, Białorusinom, Ukraińcom, Słowakom oraz Czechom – w końcu z wszystkimi, także w XX wieku, mieliśmy mniej lub bardziej na pieńku. Dzięki temu także Rosjanie przestraszą się naszych biegłych prawników i zrezygnują z dalszych planów „zbierania rosyjskiej ziemi”.
Stefan Sękowski