Nie ma w Polsce piękniejszego miejsca na rekolekcje. Idę o zakład. Powtarzana jak mantra przez media opowieść o pazernym Kościele, który wydarł ministerstwu klasztor, jest kompletną bujdą. I powinna znaleźć się w zbiorze legend razem z historią o diable, który upuścił do jeziora sieję i sielawę.
Znów nie dotrzymałem słowa. Co roku obiecuję sobie, że więcej tu nie przyjadę. Byłem już przecież na półwyspie ze czterdzieści razy. Ostatni raz przed dwoma miesiącami. I za każdym razem łamię słowo. Wracam. Wigry działają jak magnes.
Pierwszy dzień jesieni. Absolutna cisza. Gigantyczny klasztor otoczony z trzech stron przepięknym dzikim jeziorem. Nocleg w klimatycznych pokamedulskich eremach. Za okienkami lśniące w słońcu Wigry (72 metry głębokości, mnóstwo zatok i zatoczek, w których pluska aż 26 gatunków ryb), dziki las pokrywający w prawie 80 procentach linię brzegową. Pachnąca Puszcza Augustowska ciągnąca się aż po Litwę i Białoruś. Jezioro objęte strefą ciszy. Czy można wyobrazić sobie lepsze miejsce na Areopag Nowej Ewangelizacji?
Żyć, nie umierać… Fresk „Taniec śmierci” w krypcie z grobami brodatych mnichów sugeruje wprawdzie troszkę inną optykę, ale dziś, gdy promienie jesiennego słońca leniwie muskają pomarszczone jezioro, chcę skupić się na życiu.
Po raz pierwszy trafiłem tu poza sezonem. Przyjechaliśmy wieczorem. Gdzie po raz ostatni widziałem tyle gwiazd? W Beskidzie Niskim? Rankiem obudziły mnie promienie słońca ślizgające się po ścianie eremu. Nad brzegami jeziora żywego ducha. Nie ma też komarów! Wigry latem oblężone przez chmary turystów wzięły głęboki oddech. Pokamedulski kolos szykuje się powoli do zimowego snu. Choć hotel i restauracja działają pełną parą, XVII-wieczny klasztor naprawdę ożywa jedynie w weekendy.
Cisza jak makiem zasiał. Słychać wyraźnie plusk ryby, która wyskakuje z wody kilkadziesiąt metrów obok mojej łodzi. Przy pomoście bezrobotny statek „Kameduła”. Na przystani wskakuję na łódkę. Mam wrażenie, że płynę na Wigrach samotnie. Doprawdy nie rozumiem owczego pędu setek tysięcy turystów, którzy w podobne miejsca ruszają jedynie w czasie wakacji. Wówczas (przerabiałem to nieraz) pod klasztorem trudno znaleźć miejsce na parkingu. – Po 15 sierpnia cała Suwalszczyzna powoli się wycisza. I tak jest aż do 1 maja – opowiada wigierski proboszcz ks. Dariusz Rogiński.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz