W 2001 roku Jan Paweł II beatyfikował pierwszą w historii parę małżeńską. Byli to Włosi Alojzy i Maria Beltrame Quattrocchi.
Święci małżonkowie pisali do siebie nawzajem i do swoich dzieci piękne listy. Niektóre fragmenty, szczególnie pisane przez żonę, mają siłę dynamitu. Kilka lat przed swoją śmiercią, a przyszła błogosławiona zmarła w 1965 roku, skierowała do czwórki dzieci takie przesłanie: „Pragnę was zapewnić o jednym – wszystko, cokolwiek zrobiłam, jakkolwiek postąpiłam wobec każdego z was, nawet jeśli popełniłam błędy, uczyniłam ze szczerą intencją obrony interesów Pana Boga w waszych duszach”. W innym liście, adresowanym tylko do synów, wyznała: „Wolałabym was widzieć martwymi niż niewiernymi Bogu”. A w dniu Pierwszej Komunii św. jednego z synów modliła się: „O mój Boże, chroń duszę syna od nieczystości, spraw, aby się nie zbrukała (…). Boże mój, raczej go zabierz, niżby miał Cię zdradzić. Wolę stracić go na ziemi, byle tylko odnaleźć w niebie. Boże, niech nawet cierpi, niech płacze, ale niech pozostanie czysta jego dusza” (więcej na ss. 20–23). Maria Quattrocchi wiedziała, czego chce dla swoich dzieci. Miała to jasno poukładane w głowie. Nie dała się złapać w pułapkę, w którą wpadło – jak mi się zdaje – wielu współczesnych rodziców. Mam na myśli głównie pobożnych, przywiązanych do Kościoła rodziców. Pobożni rodzice, jak wiadomo, zawsze modlą się za swoje dzieci. Problem w tym, o co proszą Boga. Kiedy po 1989 roku przed Polakami otwarły się zupełnie nowe możliwości życia, spotęgowane otwarciem granic po przystąpieniu do Unii Europejskiej, niektórzy dostali małpiego rozumu. Wśród nich znaleźli się również pobożni rodzice. Najważniejsze, by dziecko się uczyło – powtarzali sobie, a przede wszystkim swoim pociechom, modląc się gorliwie w tej intencji. No to pociechy, idąc za głosem rodziców, wyruszyły na podbój Europy. Państwo Quattrocchi nie żyli na marginesie świata. Należąc do zamożnej, rzymskiej elity, z pewnością byli Europejczykami. Jednak ani na moment nie zapomnieli o tym, że każde z ich dzieci oprócz głowy ma też duszę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk