Nadchodzi koniec ostatniego przyczółka demokracji w Chinach. Władze w Pekinie zakazały właśnie wolnych wyborów władz w Hongkongu, byłej brytyjskiej kolonii.
Pekin ostatecznie zabronił organizacji demokratycznych wyborów Szefa Egzekutywy (odpowiednika premiera) w Hongkongu. Głosowanie będzie, ale wystartują w nim tylko dwaj lub trzej kandydaci, których uprzednio zatwierdzą władze centralne. Li Fei, prominentny członek Stałego Komitetu Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, na łamach gazety „South China Morning Post” w osobliwy sposób wytłumaczył opinii publicznej decyzję Pekinu: „wyborcy mogliby być zmieszani wyborem spośród więcej niż dwóch czy trzech kandydatów, (...) ograniczenie ich liczby gwarantuje prawdziwy wybór i zapobiega zbyt kosztownemu i skomplikowanemu głosowaniu”.
Widać więc, że chińskie władze nawet nie próbują ukryć przed światem, że przestały się liczyć z Brytyjczykami. Wszak przejmując od nich władzę w 1997 r., obiecały pozostawienie specjalnych praw dla Hongkongu co najmniej do 2047 roku. Czy władzom w Pekinie rzeczywiście opłaci się ręczne sterowanie lokalną administracją i odgrywanie komedii z ustawionymi wyborami w jednym z najważniejszych centrów światowej gospodarki?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko