Postanowienie na tę jesień: zacznijmy interesować się polityką. Na początek – tą lokalną.
28.08.2014 13:40 GOSC.PL
Od środy – już oficjalnie – rozpoczęła się samorządowa kampania wyborcza. To najbardziej niedoceniane wybory w Polsce, z najniższą frekwencją, toczone zazwyczaj w cieniu wielkiej, medialnej polityki. W ciągu 25 lat istnienia III RP zawsze najchętniej głosowaliśmy na prezydenta, który jest głową państwa, ale praktycznej władzy nie ma. Na wybory samorządowe, w których wybiera się ludzi decydujących o naszej codziennej egzystencji chodzi tylko ok. 30 procent uprawnionych. Jak to zmienić?
Jest takie powiedzenie: nawet jeśli ty się nie interesujesz polityką, to polityka kiedyś zainteresuje się tobą. W Polsce z każdym rokiem rośnie rzesza ludzi, którzy z dumą podkreślają, że nie chcą mieć z polityką nic do czynienia. Nie oglądają i nie słuchają wiadomości, nie czytają gazet. Obserwując politykę w medialnym krzywym zwierciadle można taką postawę zrozumieć, choć niekoniecznie trzeba ją podzielać, bo troska o sprawy publiczne to obywatelski obowiązek. Trudniej logicznie wytłumaczyć, skąd bierze się rosnąca obojętność na to, co dzieje się za naszymi opłotkami, w małej ojczyźnie. W końcu ta koszula powinna być bliższa ciału. I – trzymając się tej metafory – w wyborach samorządowych rozstrzyga się jaka ta koszula będzie: brudna czy czysta, ładna czy brzydka, ciepła czy dziurawa.
W małych gminach trudno o anonimowość. Tu nie ma wymówki, że nie wiemy nic o kandydatach i trudno mieć na ich temat wyrobioną opinię. W większych miastach problem jest większy, bo lokalne elity nie poczuwają się do odpowiedzialności za samorząd. W 1990 roku, w pierwszych w III RP wyborach na tym szczeblu, do rad kandydowali ludzie znani i cenieni w swoich środowiskach, dziś tacy do kandydowania raczej się nie palą. I nie tylko dlatego, że listy układają szefowie partyjnych struktur. W dodatku większość wyborców nie interesuje się w ogóle miejskimi problemami, o czym świadczy choćby upadek lokalnych mediów
Są pewne sygnały, że teraz to się może zmienić, zarówno w metropoliach, jak i mniejszych ośrodkach. Do gry wchodzą ruchy miejskie, które tworzą listy alternatywne do partyjnych. Pojawiają się też kandydaci niezależni, których motywacje i programy warte są zauważenia. Z kolei w mniejszych gminach po raz pierwszy będziemy głosować w jednomandatowych okręgach wyborczych. Przekonamy się więc na żywym (społecznym) organizmie, czy jest to sposób na stopniową wymianę klasy politycznej i naprawę Rzeczpospolitej, jak głoszą entuzjaści JOW-ów.
Lubimy narzekać na rządzących. Raz na cztery lata mamy prawo to zmienić. Prawo wyborcze - bierne i czynne. I to jest ta wyjątkowa sytuacja, gdy najlepsi z nas, najbardziej czynni, powinni skorzystać z prawa biernego. Zwłaszcza w okręgach jednomandatowych. Zmieniajmy Polskę od podstaw.
Piotr Legutko