Sanktuarium w Wąwolnicy. W 1998 r. roku Jerzy Górnicki, wójt z Wolbromia, miał ostatnie stadium białaczki. Transfuzja krwi starczała już tylko na kilkadziesiąt godzin. Lekarze orzekli, że nic nie da się zrobić, zgon jest nieunikniony. Mylili się. Ostatnie słowo należało do Matki Bożej Kębelskiej.
Księga łask i uzdrowień w sanktuarium w Wąwolnicy pęcznieje. Nie jest starym zeszytem, w którym zapiski skończyły się ileś lat temu, a dziś można tylko do nich wracać z sentymentem. Kolejne karty na bieżąco zapisywane są świadectwami cudów uproszonych u Matki Bożej Kębelskiej. Nic dziwnego, że nabożeństwa z modlitwą o wstawiennictwo Maryi gromadzą w Wąwolnicy tysiące ludzi. Przyjeżdżają z całej Polski. Modlą się, prosząc o to, czego w życiu potrzeba, a potem wracają dziękować. Doroczny odpust ku czci Matki Bożej Kębelskiej na początku września przyciąga pielgrzymów, którym niestraszny ani deszcz, ani upał. Wiedzą, po co tu są. Gdyby nie pomoc Maryi, niejednego z nich mogłoby już nie być, a sprawy, które wydawały się beznadziejne, mogłyby do dziś być niezałatwione.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Gieroba