Decyzje francuskiego wymiaru sprawiedliwości otwierają drogę do legalizacji eutanazji.
Wciągu dwóch dni Francją wstrząsnęły dwie bezprecedensowe sprawy, w których ścierały się życie i śmierć. Dla rozdartej rodziny sparaliżowanego 38-letniego Vincenta Lamberta dzień 24 czerwca był szalony: najpierw francuska Rada Stanu (odpowiednik naszego Naczelnego Sądu Administracyjnego) zdecydowała w Paryżu, że można go pozbawić sztucznego odżywiania, ale późnym wieczorem Europejski Trybunał Praw Człowieka w trybie nagłym zawiesił wykonanie tego rozstrzygnięcia do czasu, aż sam rozpatrzy sprawę. Gdyby tak się nie stało, Vincent Lambert mógłby zostać wywieziony do Belgii, gdzie eutanazja jest legalna. Następnego dnia sąd w Pau (w Akwitanii, na południowym zachodzie kraju) uwolnił od zarzutu siedmiokrotnego zabójstwa 53-letniego lekarza pogotowia z Bayonne Nicolasa Bonnemaisona, który podawał niektórym swoim ciężko chorym pacjentom środki przeciwbólowe w śmiertelnych dawkach. Lekarz, któremu groziło dożywocie, wyszedł z sądu całkowicie niewinny, co znaczy, że zakaz wykonywania zawodu, orzeczony już przez Izbę Lekarską, może być cofnięty. Obie te sprawy ilustrują tendencję państwa do opowiadania się po stronie zwolenników eutanazji. Nad odpowiednią ustawą pracują rządzący socjaliści.
Vincent Lambert leży zamknięty w specjalnie zabezpieczonym przez policję pokoju szpitala w Reims, gdyż jego przypadek budzi skrajne publiczne emocje. W 2008 r. wyszedł on z wypadku drogowego z pokiereszowaną czaszką, sparaliżowany. Z początku lekarze uznali, że choć nie komunikuje się z otoczeniem, daje znaki przytomności. Jednak jego stan nigdy się nie polepszył. W końcu stwierdzono, że jest w stanie „świadomości minimalnej plus”. Chory rusza oczami, odczuwa ból, jednak nie da się stwierdzić, czy rozumie, co się do niego mówi. Czasem uśmiecha się lub płacze, ale ciągle nie da się przesądzić, czy chodzi o łzy radości lub smutku, czy też o reakcję neurodegeneratywną, bez związku z uczuciami. Katolickim rodzicom Vincenta to nie przeszkadza. Również jego brat i siostra traktują go jak inwalidę, którym po prostu należy się opiekować, nawet jeśli nadzieja na polepszenie jest prawie żadna. Natomiast Rachel, żona Vincenta, uważa, że cierpi on z powodu „zawziętości terapeutycznej”, która wynika z „nierozsądnego uporu” reszty jego „religijnej” rodziny, więc należy „pozwolić mu umrzeć”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Szygiel