Na Krymie rozpoczęło się w niedzielę referendum w sprawie przyłączenia półwyspu do Rosji. Ogłoszony zaledwie trzy tygodnie wcześniej plebiscyt jest na Zachodzie uznawany za nielegalny, ale Rosja zapowiada, że uzna jego wyniki. Unia Europejska nie uznaje wyników referendum i nie ma na nim swoich obserwatorów - ogłosiło tego dnia przedstawicielstwo UE na Ukrainie.
"To referendum jest niezgodne z konstytucją (Ukrainy), dlatego też nie ma na nim żadnych obserwatorów z ramienia UE" - oświadczyła unijna ambasada w Kijowie na swoim oficjalnym profilu na Facebooku.
"Obywatele UE, którzy znajdują się w tych dniach na Krymie i mogą komentować referendum, nie są przedstawicielami Unii Europejskiej" - czytamy.
Tak zwane referendum w sprawie przyłączenia półwyspu krymskiego do Rosji rozpoczęło się o godz. 7 rano czasu polskiego. Ogłoszony zaledwie trzy tygodnie wcześniej plebiscyt jest na Zachodzie uznawany za nielegalny, ale Rosja zapowiada, że uzna jego wyniki.
Do głosowania jest uprawnionych około 1,5 mln osób. Wyniki mają być znane w poniedziałek.
W referendum mieszkańcy odpowiadają na dwa pytania: "Czy jesteś za ponownym zjednoczeniem Krymu z Rosją na prawach podmiotu Federacji Rosyjskiej?" oraz "Czy jesteś za przywróceniem obowiązywania konstytucji Republiki Krym z 1992 roku i za statusem Krymu jako części Ukrainy?".
Nie przewidziano zatem możliwości opowiedzenia się za stanem obecnym, konstytucja z 1992 r. rozszerza bowiem kompetencje władz Krymu, nadając mu takie cechy niepodległego państwa, jak samodzielne mianowanie urzędników i możliwość występowania na forum międzynarodowym w bezpośrednich kontaktach z innymi państwami.
Władze krymskie zapewniają jednak, że za wejściem Krymu w skład Rosji opowiada się ponad 80 proc. mieszkańców.
Poparcie dla przyłączenia do Rosji zdają się potwierdzać nastroje na ulicach, ale bojkot referendum zapowiadają krymscy Tatarzy. Zostali oni wysiedleni z półwyspu przez Moskwę w 1944 r. w związku z oskarżeniami o kolaborację z III Rzeszą i pozwolono im wrócić na Krym dopiero w połowie lat 80. W efekcie duża część społeczności tatarskiej jest negatywnie nastawiona do władz w Moskwie.
Referendum zostało ogłoszone 27 lutego, po zajęciu budynków rządu i parlamentu Autonomicznej Republiki Krymu w Symferopolu przez uzbrojonych ludzi. Deputowani mianowali wtedy premierem Siergieja Aksjonowa, lidera partii Rosyjska Jedność. Ten oświadczył, że uważa odsuniętego od władzy Wiktora Janukowycza za prawowitego prezydenta Ukrainy. Poinformował też, że władze krymskie nawiązały "współpracę z Flotą Czarnomorską w zakresie ochrony obiektów ważnych dla życia Autonomii". Ukraińskie jednostki wojskowe na półwyspie zostały otoczone przez rosyjskich żołnierzy i uzbrojonych ludzi z prorosyjskich sił separatystycznych.
Zgodnie z danymi Państwowej Służby Statystycznej Ukrainy z 1 listopada 2013 roku 58,5 proc. z 2 mln mieszkańców Krymu to Rosjanie, 24,3 proc. - Ukraińcy, 12,1 proc. - krymscy Tatarzy, 1,4 proc. - Białorusini, 1,1 proc. - Ormianie, i 2,6 proc. - przedstawiciele innych narodów.
W piątek Trybunał Konstytucyjny Ukrainy uznał decyzję władz Krymu o przyłączeniu się do Rosji oraz referendum w tej sprawie za niezgodne z ukraińską ustawą zasadniczą. W sobotę Rada Najwyższa Ukrainy rozwiązała parlament Autonomicznej Republiki Krymu.
Stany Zjednoczone i Unia Europejska, które także nie uznają referendum, ostrzegły Moskwę, że jeśli nie nastąpi deeskalacja sytuacji na Ukrainie, to podejmą decyzję o kolejnych sankcjach wobec Rosji.
Już w niedzielę wieczorem dojdzie w Brukseli do spotkania ambasadorów państw UE. Mają oni przygotować listę osób, które zostaną objęte unijnymi sankcjami w związku z kryzysem na Krymie. Decyzję w sprawie wprowadzenia sankcji podejmą w poniedziałek w Brukseli ministrowie spraw zagranicznych państw UE.