Iracka Al-Kaida zdobywa u siebie całe miasta, terroryzuje Syrię i zaczęła podkładać bomby w Libanie. Dla chrześcijan Orientu to zapowiedź katastrofy.
Przemoc wobec chrześcijan przynosi wielką szkodę całemu krajowi. Wyrażam pełną solidarność z chrześcijańskimi wiernymi. Należy ze wszystkich sił chronić ich obecność w Iraku” – te słowa, wypowiedziane 8 stycznia w Nadżafie przez ajatollaha Sistaniego, otoczonego niezwykłym szacunkiem przywódcę duchowego irackich szyitów, pocieszyły lokalne Kościoły, ale mało kto wierzy, by zasadniczo zmieniły sytuację. To nie większościowi w Iraku szyici są zagrożeniem dla istnienia chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie, lecz skrajne ugrupowania sunnickie (tj. wyznawcy drugiego, wielkiego odłamu islamu). Szczególnie popierani przez Arabię Saudyjską dżihadyści miejscowej Al-Kaidy sprawiają, że liczba irackich chrześcijan topnieje w oczach. Styczeń 2014 r. już zapisał się w historii kraju i regionu: pierwszy raz Al-Kaida sformowała tak duże oddziały, że mogła bez problemu przeprowadzić regularną ofensywę wojskową i zdobyć dwa największe, prócz Bagdadu, sunnickie miasta: Faludżę i Ramadi, położone w zachodniej, pustynnej prowincji Anbar. W 2003 r., kiedy Amerykanie podbili Irak, mało kto przewidywał taki scenariusz. Po obaleniu dyktatury Saddama Husajna Irak miał stać się demokratycznym, prozachodnim krajem. Ten rok przyniósł jednak Irakijczykom wojenny chaos, a dla chrześcijan stał się początkiem drugiego wielkiego exodusu. Jeszcze przed II wojną światową chrześcijanie stanowili jedną piątą populacji. Po wojnie pierwsza fala emigracji była głównie ekonomiczna: kraj był skrajnie ubogi, mimo intensywnej, brytyjskiej eksploatacji pól naftowych. Świeckie rządy Husajna były dla nich okresem stabilizacji i awansu społecznego, wielu weszło do administracji, byli reprezentowani w parlamencie i rządzie. Żyli w tym kraju od dwóch tysięcy lat, wieki przed pojawieniem się islamu, przetrwali wszystkie najtrudniejsze zakręty historyczne, ale piekło wywołane przez nowoczesną wojnę tak radykalnie zmieniło stosunki społeczno-polityczne, że ich biologiczne przetrwanie stanęło pod znakiem zapytania. Radykalna część sunnickiego ruchu oporu zaczęła ich identyfikować z najeźdźcami. Na początek musieli zdejmować krzyże z kościołów, bo inaczej znikały w eksplozjach bomb i granatów. W niecały rok po przybyciu Amerykanów Jordańczyk Abu Musab al-Zarkawi założył w Iraku Al-Kaidę Mezopotamii i wtedy zaczęły wybuchać same kościoły. W ciągu dwóch pierwszych lat wojny mniejszość chrześcijańska skurczyła się do 5 procent. Masowo wyjeżdżała przede wszystkim inteligencja: lekarze, prawnicy, inżynierowie; głównie do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Francji i Włoch.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Szygiel